Skrzaty nie próżnowały na początku wakacji - Podsumowanie zajęć wakacyjnych

Skrzaty nie próżnowały na początku wakacji - Podsumowanie zajęć wakacyjnych

Była moc przez te ostatnie 5 dni! Treningi, zabawa, nauka, wycieczki… nie było czasu na nudę, a wręcz przeciwnie, w tak doborowym towarzystwie ten tydzień przeleciał nam z prędkością światła.

Dzień 1

W poniedziałek przy Chałupnika zjawiła się grupa 20 Skrzatów. Już od razu, kiedy tylko zjawił się pierwszy z chłopców udaliśmy się na boisko i rozpoczęliśmy od mocnego futbolowego akcentu. Nic innego nie mogło nas lepiej wprowadzić w klimat nadchodzących dni, niż seria mini-meczów piłkarskich. Gdy już wszyscy zjawili się na obiekcie i dokończyliśmy spotkania, należało uzupełnić zapasy energii drugim śniadaniem, wszak czekał nas pracowity dzień, a później wykorzystaliśmy ją w bardzo pożyteczny sposób i pomogliśmy posprzątać nasz piłkarski dom. Za hasło wymyślone przez jednego z chłopców "Wieczysta jest czysta!", od razu należy się kontrakt w dowolnej agencji reklamowej, a kawał dobrze wykonanej roboty sprawi, że kolejne dni spędzane na zajęciach upłyną w jeszcze przyjemniejszej atmosferze.

Tego dnia atrakcją pozasportową było wyjście do Ogrodu Doświadczeń im. Stanisława Lema. Dużo ciekawostek, trochę... no cóż, trzeba to napisać, mimo wakacji. Trochę nauki, ale i dużo zabawy. Najgłośniejsi przy doświadczeniach akustycznych. Najszybsi na torze saneczkowym, najdzielniejsi na tyrolce, najbardziej wszechobecni przy doświadczeniach optycznych. Tak, to młodzi "Żółto-Czarni".  Na szczęście nikogo nie odstraszyliśmy, a nasz dobry nastrój wręcz zarażał innych do zabawy. Przy okazji wizyty w ogrodzie, zajrzeliśmy też do planetarium, gdzie skorzystaliśmy z seansu filmu 3D "Na skrzydłach marzeń", opowiadającego w niezwykle efektowny sposób o rozwoju lotnictwa, od legend i mitów, przez pierwsze próby człowieka na przezwyciężenie siły grawitacji, aż po podbój kosmosu. Momentami aż dech zapierało... a niekiedy krzyk zaskoczenia sam wyrywał się klatki piersiowej ;-) Zważywszy na planowaną na jutro wizytę w Muzeum Lotnictwa, możemy powiedzieć, że początek lipca mamy odlotowy.

Po powrocie przyszedł czas na smaczny obiad, a deser zapewnił nam, jubilat dzisiejszego dnia, Alan Wójcik. Było tradycyjne "Sto lat!", było zdmuchiwanie świeczek, były życzenia i były przepyszne babeczki. Urodziny w takim towarzystwie to jest to. Wszystkiego najlepszego, Alan!

Ostatnim akcentem dnia był trening. Trochę na oparach, ale na ratunek przychodziły nam lekkie zrywy wiatru, które bardzo orzeźwiająco wpływały na chłopców. Na dwóch miniboiskach było dużo pościgów, wyścigów, pojedynków 1 na 1... Dużo wypitych litrów wody, no i dużo bramek rzecz jasna. Mecze, tym razem większe, musiały się pojawić na koniec zajęć. Wyników nie sposób było policzyć więc rozstrzygać musiały karne i przy tej okazji nie brakowało efektownych parad bramkarzy, ale i strzelcom oddać trzeba było klasę. 

Standardowo, po treningu należało zostawić po sobie porządek. Wyjątkowo nic nie zginęło, nie zapodziało się, ani nie zostało zapomniane więc jutro wszyscy w pełnym rynsztunku widzimy skoro świt na kolejnym dniu wspólnej zabawy.  


Dzień 2

Prognozy wskazywały, że aura może trochę pokrzyżować nam plany na wtorek, ale kiedywaliśmy rano z zajęciami pogoda była iście piłkarska. Niestety za szybko się ucieszyliśmy, gdyż po 10 minutach, kiedy nawet jeszcze nie wszyscy zdążyli wyjść na boisko, rozpadało się i to dość mocno. Przezornie mieliśmy gotową alternatywę. Zaplanowane na powitanie chłopców tory przeszkód przenieśliśmy pod dach, do klubowej siłowni. Miejsca było mniej, ale za to pojawiło się kilka dodatkowych, ciekawych przeszkód. 

Po takiej rozgrzewce, w kolejce w programie czekała wizyta w Muzeum Lotnictwa. Trzeba było się szczelnie ubrać, gdyż opady nie ustępowały. Pomogło kilka dodatkowych parasoli i kurtek. Jedynie buty i skarpetki nam przemokły, ale po powrocie niezawodny Pan Darek wrzucił, co bardziej mokre części odzieży do suszarki i po kilkunastu minutach suche i cieplutkie rzeczy mieliśmy z powrotem do dyspozycji. Wcześniej jednak pod okiem muzealnego przewodnika poznawaliśmy kolejne tajniki i historie związane z lotnictwem, a dzisiaj, w odróżnienia do wczorajszego filmu, sporo było polskich wątków. Pan przewodnik wykładał nam wiele interesujących rzeczy, ale i chłopcy potrafili zabłysnąć wiedzą i niejednokrotnie udzielali poprawnych odpowiedzi na jego pytania. Niektóre z samolotów były na prawdę imponujące, ale i niepozorne szybowce potrafiły zrobić na nas wrażenie, kto by pomyślał, że można bezpiecznie latać tak wysoko nad ziemią w czymś tak delikatnym.

Po powrocie, gdy nasze rzeczy się suszyły, my spędziliśmy wspólnie czas na zabawach. Kompletowaliśmy ekwipunek do zabrania na bezludną wyspę (niestety był pewien drobny haczyk, który uprzykrzał nam życie;), a później sprawdziliśmy, czy aby na pewno znamy imiona wszystkich swoich kolegów. Tutaj, jak w pojedynku rewolwerowców, liczył się refleks. Podobnie jak poprzedniego dnia i dzisiaj zajęcia osładził nam jeden z zawodników, który niedawno obchodził urodziny i nadrabiał zaległości z poczęstunkiem. Nie pozostaliśmy mu dłużni i także osłodziliśmy mu ten wyjątkowy dla niego dzień wybornym towarzystwem i gradem życzeń.

Przed obiadem mieliśmy jeszcze kilka minut, aby obejżeć kompilację najpiękniejszych goli reprezentacji Polski w minionych latach. Po posiłku i chwili na trawienie, wreszcie prześliśmy do najważniejszego, czyli do treningu. Dzisiaj po rozgrzewce doskonaliliśmy się w dryblingu. Chłopcy wykonywali dużo zwodów, a gdy już dobrze je sobie przypomnieli, przyszła pora aby wykorzystać je w praktyce i zmierzyć się z przeciwnikami. Od gier 1 na 1 do 3 na 3, tak zeszła nam reszta zajęć. Mimo dużo lepszej pogody do biegania, widać było, że to już drugi tak pracowity dzień i powroty do obrony w końcówce meczów nie wyglądały, jak nieprzymierzając, chociażby w zespole Atletico Madryt. 

Na zakończenie dnia jeszcze seria rzutów karnych, a że rodzice już czekali więc następnie szybkie sprzątanie i przyszła pora na powrót do domów. Zmęczenie po dobrym treningu może być przyjemne, ale na kolejny dzień warto stawić się wypoczętym i pełnym energii. Odpoczynek, dobra kolacja i odpowiednia ilość snu, to nasze najważniejsze zadania na wieczór przed kolejnym dniem zajęć.


Dzień 3

Środę rozpoczęliśmy bardzo aktywnie, ale i na wesoło. Dla niektórych była to prawie godzina przeróżnych berków i innych zabaw na dobry początek dnia. Jeszcze bez piłek, ale zmęczyć się można było chyba jeszcze bardziej niż podczas meczów więc słowo „rozgrzewka” przed całym dniem tutaj nie bardzo pasuje. Ewidentnie po takim wysiłku chłopcy musieli uzupełnić spalone kalorie, było to widać po tempie w jakim znikały banany podane na drugie śniadanie.

Niedługo potem wsiedliśmy do autobusu i wyruszyliśmy do Ogrodu Botanicznego w Krakowie. Tam, na wcale nie aż tak dużym obszarze, mogliśmy zobaczyć kilka różnych krajobrazów. Podziwialiśmy malownicze kwiaty o niekiedy śmiesznych nazwach, krzewy z różnych zakątków nie tylko Polski, drzewa duże, większe i największe, no i egzotyczne szklarnie, które pozwoliły nam poczuć się jak w tropikach w porze monsunów (deszcz nadszedł, gdy akurat wchodziliśmy do jednej z nich). Jeśli chodzi quizy, to zdecydowanie lepiej nam szło z lotnictwem, bo rozpoznawanie gatunków roślin nie okazało się naszą mocną stroną. Może kiedyś po lekcjach przyrody i biologii to się zmieni.
Półtoragodzinny spacer pośród bujnej roślinności mocno nas dotlenił i rozbudził nasze apetyty. Wracając do klubu myśleliśmy niemal wyłącznie o czekającym obiedzie. Po nim jak zwykle mieliśmy nieco luźniejszego czasu, by odpocząć przed treningiem. Gdy obiad poukładał się nam już w brzuchach, Trenerzy Grzegorz i Jakub przygotowali kolejne wartościowe treningi. Najpierw prowadzenia piłki pod pełną kontrolą, ale jak w wierszu Tuwima, najpierw powoli, by później biegu przyspieszać i gnać coraz prędzej. Tempo wzrastało przy kolejnych pojedynkach aż od tego stopnia, że ciężko było utrzymać buty na stopach. W końcu poddaliśmy się i ostatnie kilka minut meczu rozegraliśmy już wszyscy bez obuwia.

Jutro działamy nieco inaczej, bo trening będziemy mieli przed południem, aby po obiedzie, po kilku dniach ciężkiej pracy wreszcie zrelaksować się w Aquaparku. Nie zapomnijcie kąpielówek, bo dzisiaj już dwie pary butów zapomniały wrócić z właścicielami do domu:-)


Dzień 4

Dzisiaj na przywitanie po przyjściu do klubu na chłopców czekały mini-mecze. Od początku akcja toczyła się bardzo szybko. Nie było przerw w grze. Nawet jeśli piłka wyszła na aut, natychmiast na boisko wlatywała nowa. Gdy nadchodził czas na złapanie oddechu, w miejsce grających wchodziły kolejne drużyny, a czas na wypoczynek wykorzystywaliśmy na ćwiczenia koordynacyjne, które miały poprawić sposób biegu zawodników. Jeśli ktoś zjawił się przy Chałupnika zaspany, to po takiej dawce ruchu na pewno rozbudził się do reszty. Później jak zwykle pożywne drugie śniadanie i czas na zabawy. Dzisiaj wyzwaniem było jak dogadać się w drużynie bez słów oraz rozpoznanie kolegi bez pomocy wzroku, ale też była zabawa, która pomagała nam odkrywać cechy, które nas łączą, oprócz miłości do piłki nożnej. Trenerów musiała ucieszyć bardzo duża aktywność chłopców w zabawach, widać, że są coraz bardziej zgraną paczką.

Taki odpoczynek na wesoło przydał się przed ostatnim już w tym tygodniu treningiem. Co prawda jutro czeka nas dużo piłki, ale w wydaniu turniejowym. Dzisiaj była ostatnia szansa, aby podszlifować formę przed nadchodzącą rywalizacją. Jako rozgrzewka, trochę sprawności z przymrużeniem oka, a później już sztuka wpuszczania obrońców w maliny, czyli dryblingi i zwody. Przypominaliśmy sobie i doskonaliliśmy kolejny zwód znany zawodnikom już z treningów w zakończonym sezonie. Czasami pomyliliśmy jeden zwód z drugim, czasami lewą nogę z prawą, ale to chyba będzie skuteczne, bo skoro sami się ze sobą gubimy, to jak ma się w tym połapać przeciwnik :-D Widać jednak, że w niektórych rozwija się smykałka do dryblingu i będą potrafili zakręcić niejednym obrońcą.

Dla niemal wszystkich chłopców był to już czwarty dzień solidnej pracy, należało im się zatem nieco luźniejsze popołudnie po obiedzie. Wizyta w Aquaparku wydawała się idealnym rozwiązaniem. Oczywiście nie było mowy o położeniu się w basenie czy jacuzzi i odmoczeniu sfatygowanych nóg. Już pierwsze kroki po wyjściu z szatni skierowane były w stronę zjeżdżalni. Do tego przejęta armatka wodna i ciężko było nie dać się porwać w wir zabawy. Czasu przydałoby się dużo, dużo więcej, ale niestety jeśli chodzi o tempo przebierania się, nie jesteśmy posiadaczami rekordu Guinnessa.

Mamy nadzieję, że pobyt na basenie orzeźwi nieco chłopców i pomoże im wykrzesać z siebie energię na ostatni dzień zajęć lipcowych. Za nami dużo zabawy, ale ukrywało się tam tez sporo nauki. Zobaczymy kto wyciągnął jej dla siebie najwięcej.


Dzień 5 – Finał

Piątek miał być jedynym dniem, który spędzimy wyłącznie przy Chałupnika. Miał być podsumowaniem naszej piłkarskiej pracy i poświęciliśmy go na rozegranie tzw. turnieju holenderskiego. Jego regulamin jest specyficzny, gdyż ma na celu wyłonienie najbardziej wartościowych zawodników, a nie najlepszych drużyny. W poszczególnych kolejkach zawodnicy grają w ciągle zmieniających się składach, czasami ze sobą, innym razem przeciwko sobie. Punkty zdobywa się nie tylko za zwycięstwa i remisy, ale też każdy z graczy dolicza sobie „oczko” za bramkę, którą strzelił jego aktualny zespół. Ciężko więc zawodnikom na bieżąco liczyć pozycje w tabeli i do końca muszą starać się dawać z siebie wszystko.

Zaczęliśmy jednak od rozgrzewki w formie zabaw. Można było się już na początku zakręcić, gdyż berek po kole był bardzo dynamiczny, ale świetnie przygotował nas do późniejszej gry. Wcześniej jednak uroczyste losowanie swoich grup, od którego zależał późniejszy układ rywali i partnerów w drużynach. Pierwsza runda przebiegła zgodnie z planem. Po czterech kolejkach jeszcze nie wyłonił się lider, ale już było widać, że dominuje ofensywny futbol. Gole sypały się niemal jak z rogu obfitości i arkusz kalkulacyjny miał sporo pracy, by prowadzić klasyfikację zawodników na koniec. Przed piątą turą gier nadszedł jednak czas na dotankowanie paliwa drugim śniadaniem.

Kiedy kończyliśmy przekąskę, pojawiła się kolejna na naszym obozie miła uroczystość. Dzisiaj symboliczną świeczkę zdmuchiwał Jan Krzysztoń, który mógł już pełnoprawnie mówić o sobie jako o 7-latku. Od tego świętowania, może posypać się nam cały plan budowania smukłej sylwetki na lato, ale w sumie mamy kiedy spalać te wszystkie słodkości ;-) Hmm, swoją drogą, początek listopada 2014 roku musiał być bardzo romantyczną porą.

Druga runda gier turniejowych to już prawdziwa kanonada. Chłopcy skalibrowali celowniki, rozegrali się wcześniejszymi meczami i pojawiały się wyniki, jakich nie powstydziliby się hokeiści. Zaczęła się też zarysowywać grupa, która zdecydowała się na ucieczkę punktową, ale grupa pościgowa nie odpuszczała. Po ośmiu kolejkach, walka o podium wciąż była otwarta. Podczas kolejnej przerwy, tym razem obiadowej ktoś włączył zraszanie boiska, takie naturalne zraszani i chyba trochę przesadził z zabawą kurkami, bo ledwo zdążyliśmy się schować. Na szczęście kiedy tak obficie padało, my w spokoju mogliśmy zjeść posiłek, a później w ramach odpoczynku, poćwiczyliśmy koncentrację uwagi. Kto chciał ćwiczył w formie zabawy, a kto miał ochotę zmierzyć się z kolegami, mógł porywalizować o najlepszy wynik. Zadanie z pozoru łatwe, ale dryfujące przed oczami kratki z liczbami przysporzyły nieco nerwów co mniej cierpliwym.

Słońce wyszło zza chmur akurat kiedy mieliśmy wychodzić na rundę finałową. Jednak pogoda zabawiła się z nami w kotka i myszkę. Po dwóch kolejkach meczów woleliśmy nie ryzykować i zbierać rzeczy do budynku. Zabrakło nam dosłownie minuty, może nawet 30 sekund, aby uszło nam na sucho, ale deszcz był sprytniejszy i nas wyprzedził. Na szczęście 10 serii gier to była już dostateczna liczba, aby tabela pokazała wymierne wyniki. Po chwili przygotowań, przystąpiliśmy do ceremonii zakończenia i turnieju i całego cyklu zajęć. Nie mogliśmy nie docenić zaangażowania i wysiłku wszystkich rywalizujących w dzisiejszych rozgrywkach, natomiast najlepsza trójka została wyróżniona dyplomami. 125 punktów i trzecie miejsce wywalczył Mikołaj Pieczyk, o tylko jeden punkt wyprzedził go Marcin Zieliński, który uplasował się na drugiej pozycji, a zwycięzcą ze 139 punktami okazał się Aleksander Szlachta. Gratulacje dla nich, ale również dla pozostałych zawodników, którzy sprawili, że poprzeczka dla laureatów była postawiona bardzo wysoko.

Medalami uhonorowani zostali też wszyscy chłopcy, którzy pojawili się na naszych zajęciach wakacyjnych. Trenerzy byli zbudowani postawą tak młodych, a tak dobrze radzących sobie, nie tylko na boisku, zawodników. Grupa była fantastyczna, a i trenerom Świątkowi i Dębskiemu, należą się słowa uznania za świetną pracę. Mamy nadzieję, że będzie co wspominać, a my zobaczymy się na kolejnych wspólnych imprezach z Młodą Wieczystą.