Obozy Letnie 2022: Sanok i Dębica – Dzień 7

Obozy Letnie 2022: Sanok i Dębica – Dzień 7

Pierwszy turnus dla młodzików w  Sanoku oraz wyjazd dla trampkarzy do Dębicy właśnie się zakończyły. Oj, bardzo szybko zleciał nam ten tydzień.

Dzień 7

Chłopcy wykonali bardzo dużo dobrej roboty. Przy okazji mieliśmy mnóstwo frajdy. Więzi w drużynie też się zacieśniły. W dzień wyjazdu zdążyliśmy jeszcze wcisnąć rano w harmonogramy kilka pozycji, w tym nawet jeden sparing.

W Dębicy, a dokładniej w Pustyni, rano przyszła kolej na sparing dla rocznika 2009 ze Skawinką. W ekipie naszych rywali wystąpiło kilku młodszych chłopców, skawinianie starali się postawić „Zółto-Czarnym”, ale różnica umiejętności była zbyt duża. Szczelna obrona i liczne zagrania prostopadłe spędzały sen z powiek graczom w niebieskich koszulkach i prowadziły do wielu sytuacji strzeleckich dla Wieczystej. W momencie gdy toczył się ten mecz, starsza część zespołu brała udział w treningu wyrównawczym, który oczywiście wpięty był w temat główny wałkowany przez nas podczas obozu, czyli współpracę w obronie. Później mieliśmy jeszcze czas spakować się na powrót, porządnie posprzątać nasze pokoje i tylko czekaliśmy na kolegów wracających z Sanoka.

W Sanoku za to przed wyjazdem zakończyliśmy serię warsztatów analizą swoich meczów. Podsumowaliśmy też krótko nasze treningi, konkurs fotograficzny oraz konkurs czystości. Ponieważ wszyscy byliśmy już popakowani i zadbaliśmy o pokoje, to gdy uroczystość zakończenia obozu dobiegła końca przyszedł czas na after party na kręgielni. Prawie obdarliśmy z parkietu wszystkie cztery tory, ale w końcu trzeba było się zebrać, ponieważ do Sanoka już zbliżali się juniorzy, którzy mieli przejąć po nas miejsca w Hotelu Wiki.  

Z międzylądowaniem w Dębicy, dotarliśmy w końcu do Krakowa. Solidnie zmęczeni, ale zadowoleni, bogatsi o nowe umiejętności i świetne doświadczenia. Mamy niewiele czasu na odpoczynek, bo już w poniedziałek wracamy do treningów przy Chałupnika, ale szkoda byłoby stracić to, co wypracowaliśmy przez ostatni tydzień. Dziękujemy młodzikom i trampkarzom za postawę, dziękujemy trenerom za opiekę oraz bardzo dziękujemy obsłudze Hotelu Polonez i Hotelu Wiki. Na pewno jeszcze się kiedyś w tych miejscach pojawimy.



Dzień 6

Treningi, sparingi, basen, turniej, warsztaty. Wykorzystaliśmy dzisiaj niemal cały arsenał możliwości. Choć zmęczenie już jakiś czas temu pojawiło się wśród zawodników, to w piątek wyciskaliśmy ostatnie soki, no może prawie ostatnie, bo jeszcze jutro przed samymi wyjazdami, mamy w planach trochę ruchu.


Z Hotelu Polonez w Dębicy po śniadaniu rozegraliśmy pierwszy z dwóch zaplanowanych sparingów ze Skawinką. Dzisiaj mierzyliśmy się rocznikami 2008 i 2007. Młodsi chłopcy w tym czasie mieli trening wyrównawczy, podczas którego zawodnicy musieli mieć oczy dookoła głowy, szczególnie w obronie, gdzie tym razem trzeba było odpierać ataki z każdej strony, zakres działania – 360 stopni. Wracając jednak do sparingu starszej części grupy. Mecz był bardzo wyrównany. Jeśli jedna drużyna przejmowała inicjatywę, druga groźnie kontratakowała, ale po kilku minutach role się zazwyczaj odwracały. Wynik remisowy dokładnie oddaje przebieg meczu, a zawodnicy zebrali sporo materiału do analizy.

Dzisiaj już nie było sił na siatkówkę ani „tysiąca”. Po obiedzie i sjeście, popołudniowy trening wyjątkowo odbyliśmy pół godziny wcześniej i wybraliśmy się na niego piechotą. W rozgrzewce byo nieco tag-rugby (rugby w ogóle bardzo spasowało naszym graczom na tym wyjeździe), sporo rozciągania, aby dojść do siebie po porannym spotkaniu, a narzekający na drobne urazy, popracowali osobno, by szybko i sprawnie powrócić do trenowania na 100 procent, natomiast w głównej części zajęć otrzymali więcej wolnego. Ta część poświęcona była na ćwiczenia strzeleckie więc bramkarze mogli pofruwać. Trening odbył się na niższych obciążeniach, a po nim dodatkowo skorzystaliśmy z odnowy biologicznej i wybraliśmy się na basen, tym razem w Pustkowa. Na saunę jako zabieg pomeczowy jeszcze może za wcześnie, ale jacuzzi było bardzo mocno oblegane. Duży ruch odnotowano też na schodach prowadzących do zjeżdżalni, a alternatywą pozostały bitwy morskie w brodziku.

Wieczorem ostatnią kolację mieliśmy zorganizowaną w formie grilla i szczerze mówiąc, chyba trochę przesadziliśmy, będzie trzeba te wszystkie kalorie jeszcze pospalać. Później pozostał nam już tylko finał warsztatów. W ich trakcie każdy z zawodników zanalizował swój występ w jednym z meczów podczas wyjazdu. Chcieliśmy się nauczyć wyciągać odpowiednie i konkretne wnioski, aby świadomie napędzać nasz rozwój. Choć zmęczenie już było wysokie, omówiliśmy kilka analiz i choć krótko podsumowaliśmy nasz wyjazd, ale jutro pozostał jeszcze istotny epilog.


Poranek w Sanoku był przeznaczony na trening na sztucznej murawie, w trakcie którego skupialiśmy się na otwarciu gry od własnej bramki. Skuteczne rozpoczęcie akcji, często warunkuje jej przebieg aż do samego końca więc chcieliśmy się mocno do tego przyłożyć. Oprócz otwarcia, cały czas doskonaliliśmy swoje umiejętności w najmniejszych grach – 1 na 1 i 2 na 2. Słońce mocno przypiekało więc (chyba trzeba napisać, że wyjątkowo) nie przedłużaliśmy zajęć.

Popołudniu podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna trenowała pod bacznym okiem Trenera Pawła szybkość podań oraz rozgrywała bardzo intensywne gry. Pozostali chłopcy szykowali się wtedy do sparingu z Beniaminkiem Krosno. Beniaminek to akademia słynąca z dobrej pracy z młodzieżą więc, zgodnie z oczekiwaniami, sparing był bardzo wymagający, ale dzięki temu także bardzo rozwijający. W czasie dobrej pierwszej tercji, tylko w jej końcówce straciliśmy panowanie nad przebiegiem gry, ale to wystarczyło by roztrwonić wypracowaną wcześniej przewagę. Ta chwilowa niemoc przeciągnęła się też na początek drugiej tercji, która już należała zdecydowanie do drużyny z Krosna. W trzeciej części spotkania złapaliśmy drugi oddech. Nasz nowy nabytek – Kuba Cichy, dał dobrą zmianę i poukładał grę w środku pola, wróciliśmy do skutecznych wyjść spod pressingu rywali i w takim przebiegu, cios za cios, mecz dotrwał już do końca.

Jakby tego dnia piłki było mało, to wieczorem rozegraliśmy jeszcze turniej wewnętrzny. Składy zmieniały się w każdej z czterech rozegranych kolejek. W każdej także sporo się działo i sędzia musiał doliczać czas. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy zrobiło się późno, a skończyliśmy dopiero około 21:50. Trzeba było szybko zdążyć z toaletą przed ciszą nocną, ale poradziliśmy sobie i z tym wyzwaniem. Sen przyszedł bardzo szybko, ale spać możemy spokojnie, bo już w dużej mierze jesteśmy gotowi do jutrzejszego wyjazdu z powrotem do Krakowa. Wcześniej jednak mamy kilka rzeczy jeszcze zaplanowane na obiektach Wiki.


Wygląda na to, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem i w sobotę zobaczymy się przy Chałupnika około 15:30. Trochę się stęskniliśmy więc już nie możemy się doczekać. Do zobaczenia!   



Dzień 5

Po środowych meczach nie forsowaliśmy tempa. Owszem, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zrobili przynajmniej jednego mocnego treningu, ale oprócz tego był czas na relaks i trochę zabawy.


W Dębicy dzień zaczęliśmy od wyjazdu na basen MOSiR-u. Mają tu trochę restrykcyjne przepisy dotyczące strojów, ale obiekt jest dobrze wyposażony. Mogliśmy sobie pozwolić na różnorodne zabawy, pograć w piłkę, powspinać się, poskakać, pozjeżdżać, a na najbardziej zmęczonych czekały cieplutkie miejsca w jacuzzi. Oczywiście na pływalni najmniej było samego pływania. Nogi jednak zostały odmoczone i dużo łatwiej później powinno być wejść w trening. A na dodatkowy lekki rozruch zdecydowaliśmy się jeszcze przed obiadem, wychodząc na boisko do siatkówki („starszyzna” pozostawała oczywiście przy ulubionej grze w „tysiąca”).

Na popołudniowym treningu nadal pracowaliśmy nad tym, aby uporządkować grę w obronie. Poszło nam lepiej niż z porządkowaniem pokojów rano, ale trzeba oddać, że dzisiaj niektóre z nich nie postawiły poprzeczki zbyt wysoko. Po takiej jednostce, współpraca naszych pomocników i obrońców powinna wskoczyć na dużo wyższy poziom i mamy nadzieję, że liczba straconych goli w tabeli będzie dużo niższa.  

Wieczorem sporo czasu spędziliśmy na warsztatach, omawiając pożądane reakcje na niektóre okoliczności, mogące się wydarzyć w czasie meczu, a które mogłyby nas wyprowadzić z równowagi. Bardzo nas cieszy dzisiejsza aktywność zawodników i ich świadome podejście do tematu. Na pewno warto wypracować metody radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, a wspólnymi siłami potrafiliśmy stworzyć do tego mini-podręcznik. A już jutro najbliższa okazja aby go przetestować.


W Sanoku to poranek był tą piłkarską pracowitą częścią dnia. Po śniadaniu trenowaliśmy na sztucznej murawie, aby po nocnych opadach pozwolić boisku nieco przeschnąć. Doskonaliliśmy atakowanie w strefie najbliższej bramce przeciwnika, aby móc tworzyć i z większą skutecznością wykorzystywać sytuacje bramkowe. Między obiema grupami treningowymi dochodzi cały czas do drobnych wymian więc i dzisiaj okazje do poćwiczenia w nieco innym towarzystwie miały kolejne osoby.

Popołudniu wybraliśmy się na spacer po Sanoku. Przechadzaliśmy się po terenach Zamku Królewskim, po rynku sanockim, zawodnikom prawie udało się naciągnąć trenerów na wejście do fabryki czekolady, ale w drodze kompromisu udało im się wynegocjować jedynie wizytę w lodziarni. Oprócz tego była jeszcze okazja zrobić sobie zdjęcia z Wojakiem Szwejkiem i starym amerykańskim radiowozem. O tyle istotne aby o tym wspomnieć, iż do wieczora chłopcy mogli zgłaszać swoje fotografie do konkursu Mini World Press Photo. Komisja cały czas obraduje, ale do ceremonii zakończenia obozu, można spodziewać się ogłoszenia laureatów. Zaangażowanie było duże więc spodziewamy się wysokiej jakości nadsyłanych prac.

Wieczorem był czas na rekreację, czyli coś dla ciała, ale też na warsztaty, czyli coś dla umysłu. Dzisiaj to młodziki rozmawiały o swoim nastawieniu przed meczami dobrymi i tymi słabszymi. Bardzo celnym spostrzeżeniem chłopców, była uwaga o tym, ze mecze mogą mieć różne fazy i nad nastawieniem nie możemy pracować tylko przed spotkaniem… ale mogłaby się tutaj nawiązać ciekawa dyskusja, gdybyśmy połączyli grupy z obu obozów.


Odprężeni, ale też z poczuciem, że tego dnia wykonaliśmy odpowiednią pracę, mogliśmy udać się na zasłużony sen. Jutro kolejne mecze więc może i lekki napięcie spowodowało, że rozmowy były trochę dłuższe niż to było ostatnio, ale skoro wszystko odbyło się w granicach normy, jutro możemy się spodziewać kolejnych dobrych występów naszych zawodników.



Dzień 4

Środa była na obu obozach wyjątkowa. Oprócz samych emocji związanych z meczami, reszta planu miała sprzyjać odprężeniu się zawodników przed i po zawodach.


Z Dębicy rano udaliśmy się do pobliskiej miejscowości Stobierna, gdzie o piłce myśleliśmy zdecydowanie mniej. Był co prawda trening strzelecki, ale tym razem chodziło o naukę strzelania z łuku w trakcie zwiedzania wioski słowiańskiej, ciekawego skansenu, po którym oprowadzał nas niezwykle zaangażowany przewodnik. Najlepszym snajperem okazał się Patryk Kolegowicz, który podziurawił środek tarczy bez żadnych skrupułów. Nadprogramowa lekcja historii i przysposobienia obronnego, to nie jedyne zajęcia tego poranka. Koszmary o lekcji biologii powracały, gdy przechadzaliśmy się przez park owadów i ścieżkę edukacyjną, ale był też miły akcent związany ze stołówką, bo w Centrum Edukacji Ekologicznej zostaliśmy poczęstowani świeżo upieczonymi plackami zwanymi Proziakami.

Popołudniu, zebraliśmy się w Sali konferencyjnej, by później wyruszyć w drogę na malowniczy stadion Lechii Sędziszów. Mecz z gospodarzami był dla niektórych chłopaków pierwszym na pełnowymiarowym boisku i było widać problemy z przystosowaniem się na początku meczu. Chaotyczne próby ataków i lekka dezorientacja gdy próbowaliśmy bronić w środkowej strefie zniknęły w drugiej połowie wraz z pojawienie się na boisku większej ilości „doświadczonych” trampkarzy w środku pola i w obronie. Od tego momentu mecz toczył się już tylko na połowie Lechii. Sporo niedokładności wpływało na skuteczność ataków, ale było ich na tyle dużo, że ostatecznie udało się strzelić aż cztery bramki.

Wieczór spędziliśmy na świeżym powietrzu. Ci którzy mieli mało piłki, rywalizowali w tzw. „Tysiąca”, kto chciał tymczasowo zmienić dyscyplinę bawił się za to na boisku do siatkówki plażowej. Wreszcie znalazły się i takie osoby, które do znudzenia ćwiczyły różne piłkarskie sztuczki niemal aż do zmroku. I taka postawa nam się podoba… Czas wolny? Spędźmy go aktywnie.


Młodzicy w Sanoku swój mecz z miejscową Akademią Piłkarską rozgrywali rano. Grupa Trenera Dąbrowskiego mierzyła się ze starszymi rywalami z 2009 rocznika. Przewaga fizyczna była widoczna, szczególnie w pierwszej tercji spotkania, ale już druga część meczu była bardzo wyrównana. Wyjątkowo dobrze zaprezentowali się w niej najmłodsi zawodnicy, których trema najwyraźniej opuściła po pierwszych minutach. W ostatniej odsłonie trochę już brakowało sił, ale z przebiegu całego meczu można być zadowolonym. Dobre przetarcie na początek sezonu. Grupa trenera Pachowicza mierzyła się z rywalami z 2011 rocznika. W spotkaniu tym przeplatały się różne fazy, te z lepszą grą „Żółto-Czarnych” i te, gdzie to gospodarze przeważali, jednak każdy miał okazję wykazać się umiejętnościami i zebrać kilka plusików w notesie trenera przed rozgrywkami ligowymi.

Popołudnie miało być przeznaczone na odnowę biologiczną, ale ciężko wypoczynkiem nazwać te wszystkie szaleństwa, które zawodnicy zaprezentowali w zabawie na basenie. Jedno trzeba za to oddać. Jeśli odnowa miała odciążyć głowę, to te hektolitry frajdy, wykonały świetną robotę ;-) Widać było, że od razu po basenie, mimo że myślami już na kolacji, a nogi przebierały niecierpliwie w oczekiwaniu na busa mającego nas zawieźć do hotelu, znowu od chłopców biła energia, a zmęczenie zostało wypłukane.

Także w Sanoku wieczór był oddany dla zawodników, którzy mogli wybrać formę spędzenia czasu. Drużyny są coraz lepiej zorganizowane, już nawet na stołówce potrafimy się skoncentrować i nie ma strat w talerzach więc trenerzy też mogą z większym spokojem zaufać chłopcom. Skorzystaliśmy z gier na wyposażeniu ośrodka i powymyślaliśmy swoje zabawy na świeżym powietrzu z piłką i nie tylko, a później udaliśmy się grzecznie, choć nie do końca cicho, do łóżek.


Za nami już półmetek wyjazdów, dni na obozie mijają w ekspresowym tempie. Nie chcemy nic przegapić i zmarnować choćby jednego treningu więc życzymy dobrej nocy i ładujemy akumulatory na czwartek.



Dzień 3

Wtorek na obozach możemy podzielić na słoneczne i upalne przedpołudnie oraz pochmurne i deszczowe popołudnie. Boiska jednak utrzymane były w znakomitym stanie więc takie orzeźwienie bardzo pozytywnie wpłynęło na intensywność gier podczas drugiego treningu.  


W Dębicy nasz żywy budzik - Michał świetnie wywiązuje się ze swojej roli. Nikt nie pojawia się spóźniony na śniadaniach i poranne treningi też możemy rozpoczynać punktualnie. Dzisiaj nie ograniczaliśmy się tylko do piłki kopanej. Część rozgrzewki stanowiła również gra w rugby. Następnie doskonaliliśmy jakość podań wymiennie z doskonaleniem gry w obronie indywidualnie i współpracując w dwójce z partnerem. Głównym tematem była jednak nadal obrona całym zespołem więc wróciliśmy jeszcze do gry z wczorajszego treningu. Kończyliśmy grą bez założeń, aby sprawdzić, ile wyciągnęliśmy dla siebie z minionych zajęć. Efekty były przynajmniej zadowalające.

Po obiedzie zaczęło kropić a deszcz stopniowo nabierał na sile. Nawet postanowiliśmy opóźnić nieco drugi trening i wstrzeliliśmy się w idealne okno pogodowe. Aura sprzyjała treningowi, a mieliśmy w planach dużo ćwiczeń techniki na początek oraz wzmacnianie siły nóg i mięśni brzucha w części motorycznej. Następnie przyszła kolej na uderzenia do bramki i szybkie akcje 2 na 1. Finalna gra miała doskonalić nasz szybki atak, a trening zakończyliśmy seriami rzutów wolnych. Najbardziej zadowolony po nich mógł być trener bramkarzy, gdyż obydwaj jego podopieczni wygrali rywalizację ze strzelcami.

Wieczorem zmodyfikowaliśmy plany i zamiast pograć w siatkówkę, zasiedliśmy przy kolejnej części warsztatów. Staraliśmy się opisać nasze nastawienie przed dobrymi występami i słabszymi meczami, abyśmy mogli w przyszłości mieć wpływ na naszą dyspozycję dnia. Rozmawialiśmy także o cechach nastawienia najlepszych piłkarzy oraz sportowców reprezentujących także inne dyscypliny.


W Sanoku po wesołej pobudce i solidnym posiłki, poranny trening odbywaliśmy na sztucznej murawie. Mimo że zajęcia były nieco spokojniejsze i poświęcone na doskonalenie podań, to w obydwu grupach zeszło bardzo dużo wody. Prawidłowe nawyki, jeśli chodzi o nawadnianie się w trakcie treningu już są. Teraz pracowaliśmy aby w nawyku niedługo mieć też umiejętne wykonywanie podań na większe odległości i aby docierały one do adresata też na odpowiednią nogę. Chłopcy w oczach wyobraźni widzą się w przyszłości w biało-czerwonej koszulce z orzełkiem na piersi i, chociaż wiemy, że do tego jeszcze daleka droga, to przechodzenie obok m.in. koszulki reprezentacji, przed i po każdym treningu jest inspirujące i potrafi zmotywować.

Popołudniu wyszliśmy trenować już na naturalne boisko. Mimo deszczu, nawierzchnia jeszcze nie zdążyła nasiąknąć i nie było grząsko więc warunki do gry nadal były wyśmienite. Było to o tyle ważne, że większość treningu stanowiły właśnie gry i to gry w większych składach. Deszcz powoli przestawał padać, za to padało wiele wskazówek od trenerów i jeszcze więcej goli.

Wieczorem Panie na kuchni postarały się o miłą niespodziankę. Może to nie była kolacja najlepiej ilustrująca zdrowy, sportowy sposób odżywiania się, ale na widok chociażby nuggetsów, oczy dzieciaków otwierały się szeroko jak rzadko kiedy :-). W planach mieliśmy jednak jeszcze punkt programu, który pomógłby nam spalić nadmiar kalorii. Dla większości naszych młodzików siłownia to nie pierwszyzna, ale oczywiście o ciężarach nie mogło być jeszcze mowy. Odświeżyliśmy za to niektóre wzorce ruchowe i sprawdziliśmy się z kilkoma wyzwaniami sprawnościowymi.


Z każdym dniem zasypianie przychodzi coraz łatwiej. Dzisiaj dobry odpoczynek przyda się szczególnie, bo skoro środy od dawien dawna kojarzyły się z dniem meczowym, to postanowiliśmy podtrzymać tradycję i wszystkie nasze zespoły mają na jutro umówione spotkania sparingowe w czasie zgrupowań. To będzie pierwsza poważniejsza okazja, aby sprawdzić jak idzie nam praca podczas wyjazdów.   



Dzień 2

Od rana słońce bardzo mocno rozgrzewało powietrze, natomiast ulgę w porównaniu do wczorajszego dnia przynosił lekki wiatr. Dużo przyjemniej biegało się po boisku, a nogi po wczorajszych pierwszych zajęciach już przypomniały sobie jak radzić sobie z piłką więc treningi wyglądały dużo lepiej niż wczoraj. 


W Dębicy, a w zasadzie w Pustyni, postawiliśmy rano na doskonalenie przyjęć i podań. Ćwiczenia przybierały różnorodna formę, ale kiedy doszło do głównej części zajęć, zaczęliśmy przykładać większą uwagę do bronienia. Uczyliśmy się współpracy i odpowiedzialności w tej fazie gry. Niestety nie trenowaliśmy w komplecie – jedna odnowiona kontuzja i problemy żołądkowe przywiezione jeszcze z Krakowa uszczupliły nam składy o dwie osoby, ale i jednym i drugim przypadkiem zajmujemy się najlepiej jak potrafimy.

Trening popołudniowy na początku miał podobne założenia do porannego. Poprawa techniki przyjęć i podań posłużyła nam przy rozgrzewce, a następnie nieco więcej czasu poświęciliśmy na aspekty motoryczne i siłowe. Główny cel tego dnia pozostał jednak ten sam i zajęcia kończyliśmy doskonaleniem gry w obronie, ale już w większych składach. Póki co mamy jeszcze trochę problemów, szczególnie chłopcy, którzy po ukończeniu młodzika dopiero zaczynają się dostosowywać do pełnego wymiaru boiska mogą mieć utrudnione zadanie, przy zaangażowanej postawie na pewno szybko się z tym uporamy.

A skoro o postawie mowa, dzisiaj wieczorne warsztaty dotyczyły właśnie mistrzowskiego nastawienia, nastawienia na rozwijanie się, na pozytywne myślenie i odpowiedzialne na podejście do obowiązków. Dyskusja była żywa, bo każdy miał swoje pomysły, jak możemy poprawić swoją postawę i nad czym powinniśmy pracować. Wszyscy jednak zgadzaliśmy się co do istoty tego, że jeśli chcemy być w czymś na prawdę dobrzy (nie tylko w piłce), to powinniśmy się zaangażować i wytrwale dążyć do celu, nie wywieszając po drodze białej flagi.


W Sanoku poranny trening odbywał się na rewelacyjnie przygotowanej naturalnej murawie. Kiedy trenerzy Mateusz i Paweł porządnie nas rozruszali po obfitym śniadaniu, wzięliśmy się za poprawę sprawności, a część motoryczna była nieco dłuższa. Później w planach było dużo gier 1 na 1, a na końcu wisienka na torcie, czyli duża gra. Porządna dawka ruchu, zważywszy na to że zajęcia trwały godzinę i czterdzieści minut, ale rześkie powietrze, nawet mimo wysokiej temperatury, sprzyjało dobremu treningowi.

Popołudniu pojawiła się mała niespodzianka - pierwsza kontrola czystości. Niektórzy, jak kierowcy zimą, niby wiedzieli, ale dali się zaskoczyć. Widocznie w czasie ciszy poobiedniej zagadali się z kolegami z Dębicy, bo tam też pewna grupa zawodników, za porządki zabrała się dopiero, kiedy komisja trzymała już za klamkę do pokoju. Była jednak też duża część zawodników, którzy bez cienia wątpliwości zasłużyli na piątkę… no może bez plusa, ale i tak świetnie się spisali.

O dziwo przerwę w treningach bramkarskich widać bardziej na stołówce, gdzie sztućce i talerze wylatują z rąk, niż na boisku. Ale na popołudniowym treningu też przydatny byłby klej do rękawic, bo w przepisie na te zajęcia pojawiła się spora dawka mniejszych i większych gier w znakomicie dobranych proporcjach. Mogli się wykazać i bramkarze i napastnicy, ale cel treningu był nieco głębiej ukryty i ciekawi jesteśmy, czy wszyscy zawodnicy wyłapali jaki to był cel. Może jakiś konkurs na najbliższych warsztatach?

Na najbliższe trzeba jednak poczekać do jutra, gdyż dzisiejszy wieczór przeznaczyliśmy na zajęcia rekreacyjne. A jak najprzyjemniej spędzamy aktywnie czas. No oczywiście grając w piłkę. Mimo dwóch treningów, nigdy nie mamy jej dość. Co prawda, tu fantazja mogła się uaktywnić i zasady trochę odbiegały od na co dzień na znanych, ale ważne że zabawa była przednia. Powoli robiło się ciemno więc szybko trzeba było się umyć i położyć do łóżek. Dzisiaj jakby łatwiej było wszystkich wysłać pod kołdrę, ale skoro nawet nasi niezniszczalni młodzicy przyznali, że dzień był męczący, to znaczy, że wykonali mnóstwo ciężkiej pracy i na ten odpoczynek po prostu zasłużyli.   



Dzień 1

Niektórzy już od jakiegoś czasu nie mogli się doczekać.  Kraków, ulica Chałupnika 16, 24 lipca, godzina 8:15. Właśnie wtedy i z tego miejsca mieliśmy rozpocząć dwa obozy. Choć ruszyliśmy jednym autokarem, to na trasie mieliśmy ustawione dwa miejsca docelowe. Na pierwszym przystanku w Dębicy wysiadło 26 zawodników drużyny trampkarzy, a dalej do Sanoka jechało jeszcze 25 młodzików.


Hotel Polonez w Dębicy przywitał nas bardzo miłym i uczynnym personelem. Pokoje też mamy przytulne więc szybko się poczuliśmy bardzo komfortowo. Jako pierwszy punkt programu, zarówno zawodnicy jak i sztab szkoleniowy, przystąpiliśmy do spisania kontraktu obozowego, wyznaczającego nasze prawa i obowiązki w czasie wyjazdu. Później po smacznym obiedzie należała się chwila odpoczynku w pokojach, aby w pełni przygotować się do pierwszego treningu.

Na pół godziny przed zajęciami wsiedliśmy do busa i udaliśmy się w króciutką podróż na kompleks boisk piłkarskich w Pustyni. Stan boisk baaaardzo przypadł nam do gustu, a podobno jutro ma być jeszcze lepiej, bo rano mają być przeprowadzona jeszcze drobna kosmetyka murawy. Mimo że pierwszy trening, to nie było taryfy ulgowej. Cały czas, który spędziliśmy na boisku był wykorzystany do maksimum. Trochę zabawy na rozruszanie mięśni i głowy, praca nad sprawnością ogólną, a później już piłka, piłka i jeszcze raz piłka. Głównym akcentem były uderzenia do bramki i pojedynki 1 na 1, ale na koniec pojawiły się także gry w małych zespołach.

Po powrocie do hotelu, już po kolacji okazało się, że piłki było jednak za mało. Niektórzy jeszcze potrzebowali więcej ruchu i zorganizowali sobie dodatkowe zabawy z futbolówką na pobliskim boisku, które dopiero oczekuje na remont. Jak widać piłka może sprawiać frajdę w każdych warunkach. Wieczorem mieliśmy jeszcze zaplanowaną wspólną sesję stretchingu, trochę dla rozluźnienia mięśni, trochę jako przeciwdziałanie kontuzją, choć jakby ktoś przysłuchiwał się zza ściany, to mógłby pomyśleć, że obok znajduje się sala tortur… no cóż, nawet rozciąganie nie jest łatwe, jeśli się nie ćwiczy regularnie ; - )

Ostatnim punktem programu były warsztaty. Mentalna rozgrzewka na początek, a później integracja też w formie małej ni to zabawy, ni to rywalizacji. Walka o wolne krzesła była zacięta, kto wie, gdyby czuwał VAR, może i posypały by się kartki. Ważne, że wszyscy dotrwali bez kontuzji i jutro będziemy mogli wyjść na trening w kompletnym składzie.


Do ośrodka Wiki w Sanoku dotarliśmy około 12:30. Po długiej podróży obiad smakował wyśmienicie. Po nim mogliśmy spokojnie rozlokować się w pokojach i zwiedzić wszystkie zakamarki budynku, no i okazało się, że tu jest… jakby luksusowo. Warunki do odpoczynku odpowiednie, do pracy też boiska należycie przygotowane więc nie było co zwlekać.

Na pierwszych zajęciach trenerzy zorganizowali testy sprawności piłkarskiej. Zawodnicy mogli porównać swoją szybkość w prowadzeniu piłki ze zwrotami, w slalomie oraz zmierzyli się z czasem w próbie żonglerki. Wyniki padły przyzwoite, ale rezerwy są duże więc warto zapisać rezultaty i przekonać się, ile daje sumienne trenowanie, po porównaniu ich do wyników w kolejnych testach. Na koniec zostało nam wystarczająco dużo czasu, aby rozegrać jeszcze gry i nie mogliśmy przegapić takiej okazji.

Później za to trzeba było się uwijać, żeby zdążyć na kolację, która dzisiaj wyjątkowo przygotowana była wcześniej, gdyż część chłopców wybierała się jeszcze na mszę do pobliskiego kościoła. Po powrocie czekały na nas warsztaty. Najpierw test koncentracji na rozgrzewkę, a następnie od razu do konkretów. Rozmawialiśmy o tym jakie powinno być nastawienie sportowca w czasie treningów i meczów, a także zastanawialiśmy się na co mamy wpływ i warto w to angażować swoje siły i swoją uwagę, a co jest od nas niezależne i nie powinniśmy sobie tym zawracać głowy. Ważna lekcja, ale przed nami jeszcze dużo praktyki, aby faktycznie umieć wprowadzić taką wiedzę w życie.


Pierwszego dnia rozsadzała nas wszystkich energia, słychać było dużo śmiechów i żartów, to bardzo dobry znak i oby utrzymywało się tak jak najdłużej, ale liczymy się z tym, że wyjechaliśmy solidnie popracować i prędzej czy później możemy poczuć nieco zmęczenia… ale do tego czasu ; - )