Obozy zimowe 2025 - Dzień 7 - Epilog

Obozy zimowe 2025 - Dzień 7 - Epilog

Kolejna edycja obozów Młodej Wieczystej za nami. Po ciężkiej pracy, teraz należy się chłopcom chwila oddechu, natomiast czytelniom, którzy klikną w ten post, możemy rzec utarte: "Przeżyjmy to jeszcze raz". 

Dzień 7 (i ostatni) - Sobota

***

Dzierżoniów. Rano nie dostrzegliśmy śladów niezdarnego mycia zębów i smug pasty na czołach, czy policzkach, wydaje się więc, że ostatnia noc była spokojna tym bardziej, że wszyscy trampkarze wyglądali na świeżych i wypoczętych (choć wiemy, że tak naprawdę zmęczenie czaiło się tuż pod powierzchnią). Dobra organizacja, na boisku i poza nim była naszym znakiem rozpoznawczym (a liczymy na to, że będzie nim nadal) więc szybko uporaliśmy się z porządkami, pakowaniem i przygotowaniem do drogi. Oczywiście i nam zdarzają się wypadki przy pracy, na sumieniu mamy drobne uszkodzenie drzwi w jednym z pokoi, ale niech pierwszy rzuci kamień i tak dalej… Przyjąć na klatę umiemy nie tylko piłkę.

Poza tym, porządek był utrzymany. Dwa pokoje do końca rywalizowały o zwycięstwo w konkursie czystości, ostatecznie większościową decyzją sędziów tryumfował pokój Szczepankiewicz – Cichy. Dyplomy miały być bezpiecznie przechowywane, żeby nie uległy zniszczeniu w trasie, ale (tak jak dyplomy dla debiutantów na obozie Wieczystej), pozostały w bezpiecznym miejscu aż do teraz i czekają na odbiór po powrocie do treningów :-) Droga powrotna była płynna, ale przytrafiła nam się mała przygoda, a mianowicie autokar został po drodze zaproszony do rutynowej kontroli Inspekcji Ruchu Drogowego. Pojazd okazał się sprawny, nikogo nadprogramowo nie przewoziliśmy więc była to dla nas jedynie okazja do rozprostowania nóg i mogliśmy ruszać w dalszą drogę. Niemal równo o 13:00 zjawiliśmy się w Klubie i obóz można było uznać oficjalnie za zakończony.

Czasami praca nad własnym rozwojem jest ciężka i żmudna, szczególnie na obozach. My staramy się, żeby była też mądra i stworzyć warunki, aby dobra atmosfera czyniła ją przyjemniejszą. Jednak to sami zawodnicy ostatecznie taką świetną atmosferę tworzą, czego najlepszym przykładem było ostatnie 7 dni. Wraz z trenerami, zbudowani jesteśmy tym, że widać jak rośnie świadomość chłopaków w kwestii nie tylko samej gry, ale też przygotowania do treningu i regeneracji. Widzimy, że wyłaniają się świadomi liderzy w drużynie i coś nam mówi, że czeka nas niedługo kolejny skok jakościowy naszego zespołu, ale żeby nie osiąść na laurach, to dodać musimy… jeśli uda się nam utrzymać takie nastawienie jakie było widoczne w Dzierżoniowie.   

***

Barcice. Starsi chłopcy pewnie tego nie przyznają, ale po tygodniu poza domem, wyczuwalne było, że pod satysfakcją ze świetnego towarzystwa i życia obracającego się przede wszystkim wokół piłki, zaczęła wiercić się tęsknota za domem. Większość młodzików ochoczo dreptała miedzy pokojami na długo przed godziną pobudki. A może była to chęć wykorzystania ostatnich momentów wyjazdu? Hmm, tak czy inaczej, pakowanie nie zajęło dużo czasu, większość pracy wykonana była wczoraj. Po śniadaniu trzeba było przenieść wszystkie nasze rzeczy do autokary i ostatecznie sprzątnąć w pokojach. Zapomnianych pozostało wyjątkowo mało rzeczy, ale skoro cały wyjazd trzyma się porządek, to na koniec jest z tym dużo łatwiej. A skoro przy porządku jesteśmy, to dyplomy dla obozowych „Czyściochów” powędrowały do braci Kaczmarczyków, u których w pokoju mogłyby się nawet spokojnie odbywać operacje chirurgiczne.

Udało nam się bardzo sprawnie uporać z rzeczami i autokar wystartował nawet lekko przed czasem. Przy Chałupnika zjawiliśmy się o 11:00. Widok był fantastyczny. Po kilku dniach rozłąki, na wierzch wychodzi to, jak dzieciaki doceniają rodzinę, mimo że mając ja na codzień przy sobie tego tak wyraźnie nie widzą. Fantastyczny też był czas spędzony w Barcicach. To był jeden z obozów, na których najmocniej było czuć, że jesteśmy jedną żółto-czarną rodziną. Oprócz wspólnych treningów było mnóstwo czasu spędzanego na wspólnej zabawie, grach w karty, piłkarzyki, tenisa stołowego, migracjach między pokojami, między drużynami i rocznikami. Mimo, że elektroniki nie mieliśmy za wiele, ciężko było znaleźć czas na nudę. A była jeszcze przecież  wspólna nauka i tworzenie prezentacji. Było lekkie swędzenie w brzuchu na myśl o wystąpieniu przed dużą grupą, a wymieniając dalej moglibyśmy wyczerpać miejsce na tekst. Uwielbiamy to uczucie, kiedy widzimy, że zawodnicy zrobili kawał dobrej roboty na boisku i wiemy, że ich umiejętności piłkarskie nieuchronnie skoczą do góry, ale to nic w porównaniu z tym co czujemy, kiedy wracając z obozu, w oczy rzuca się, że coś w nich urosło, coś daleko wykraczającego poza samą piłkę.

***

W imieniu Trenerów: Krzysztofa, Mateusza, Grzegorza, Pawła, Igora, Łukasz i Bartka, dziękujemy zawodnikom za tę przygodę, całą ekipą Młodej Wieczystej przyłączamy się też ponownie do podziękowań dla rodziców, za to, że zaufaliście nam Państwo i znowu powierzyli pod naszą opiekę swoje dzieci.

Jesteśmy wdzięczni za gościnność Ośrodkowi Sportu i Rekreacji w Dzierżoniowie oraz Rezydencji Las Vegas w Barcicach, znowu stworzyliście nam świetne warunki do pracy. I ostatnie już podziękowania, dla Hurtowni ABC za wyposażenie nas w materiały, z których korzystaliśmy podczas warsztatów i nie tylko ich.

DO ZOBACZENIA


Partnerem obozu była hurtownia ABC.


Dzień 1 – Niedziela 

*** 

Dzierżoniów. Skoro świt, a nawet nieco przed świtem, na zbiórce przed wyjazdem przy Chałupnika 16 stawili się trenerzy i zawodnicy drużyny trampkarzy. Zanim mieliśmy dotrzeć na Dolny Śląsk, przystankiem na drodze było jedno z głównych miast Śląska Górnego – Katowice. Tam nasz rocznik 2011 miał zaplanowany spring z miejscowym GKS-em. Sparing zresztą bardzo pożyteczny i pod czujnym okiem starszych kolegów, którzy dzisiaj tylko w roli widzów (to z trybun, to gawędząc przy ławce rezerwowych, to uskuteczniając drobne aktywności z piłką na boisku obok) śledzili wydarzenia boiskowe i później dzielili się uwagami.

Akcja toczyła się szybko, może nieco nazbyt chaotycznie, ale to też zapewne przez szron, który osiadł razem z mgłą na murawie i utrudniał kontrolę nad piłkę. W ofensywie szkoda kilku niewykorzystanych sytuacji podbramkowych, ale mecz był bardzo otwarty i po drugiej stronie też bywało gorąco. Lepiej niż pod bramką rywali szło nam budowanie akcji od własnego bramkarza, nawet pod zdecydowanym pressingiem gospodarzy. Z GKS-em w tym spotkaniu łączyło nas też jeszcze coś i nadal nie chodzi o barwy klubowe. Obydwie drużyny broniąc miały problem z utrzymaniem kompaktowej struktury i zwartych szyków po minięciu pierwszej fazy pressingu. Zapowiada się, że mamy faworyta do roli jednego z głównych tematów pierwszych treningów na obozie. 

Po sparingu dalsza droga przebiegała bardzo sprawnie, zatrzymaliśmy się tylko na przekąskę i po 16:15 byliśmy gotowi do zdobywania Dzierżoniowa. Wrodzona ciekawość kazała nam zbadać, co się pozmieniało od zeszłego roku więc przemaszerowaliśmy ośrodek wzdłuż i wszerz. Obiecująco zrobiło się na hali sportowej, jednak okazało się, że na parkiecie mecz rozgrywali zwykli, amatorscy zjadacze chleba i nie było okazji do głębszej analizy taktycznej.

Pierwszym wspólnym punktem programu na miejscu była obiadokolacja. Po posiłku daliśmy sobie jedynie chwilę przerwy i spotkaliśmy się ponownie, aby omówić regulamin obozu. Niby w większości już nie jeden obóz w karierze za naszymi zawodnikami, ale dla pewności warto sobie odświeżyć pewne rzeczy, zwłaszcza godzinę ciszy nocnej. Nakreśliliśmy sobie też cele obozu, ustaliliśmy „rytuały” treningowe i poruszyliśmy kilka kwestii, które mogą pomóc nam jak najlepiej spożytkować pobyt na Dolnym Śląsku. Zawodnicy resztę wieczoru dostali wolną, a Trenerzy, po posparingowym wywiadzie medycznym i odnotowaniu braku zapowiedzi absencji treningowych, dopracowywali konspekty na jutrzejsze zajęcia, organizowali miejsce do analiz i warsztatów oraz sprawdzali zakres świadomości chłopców w zakresie regeneracji tzw. testem na „nasłuchiwanie chrapania”.

Pierwszy dzień w Dzierżoniowie odhaczony. Plan sprawnie zrealizowany. Gotowość do działania w poniedziałek zameldowana.

*** 

Barcice. Był azymut na północny zachód, czas obrócić mapę i spojrzeć na południowy wschód. Co słychać, co widać w Barcicach? Albo raczej należałoby zapytać, czego nie widać. Kraków o poranku spowijała gęsta mgła i tylko cieszyć się mogliśmy, że nie wyruszamy drogą lotniczą z Balic, za to po przyjeździe na Sądecczyznę musieliśmy mrużyć oczy od, chciałoby się rzec, wiosennego słońca. „Welcome to fabulous Las Vegas, Nevada” głosi napis na wejściu więc zachęceni, rozgościliśmy się w błyskawicznym tempie w dwóch pawilonach. Młodzicy wybrali strefę relaksu – pawilon z jacuzzi i saunami, natomiast żaki i orliki strefę fitness, czyli budynek z siłownią, ale też połączony z jadalnią więc może tu powinniśmy upatrywać motywów decyzji ; - )

Choć nie zdążyliśmy jeszcze spotkać się na oficjalnym omówieniu zasad zachowania na obozie, to okazję do rozmowy o dobrych nawykach, w tym wypadku żywieniowych, mieliśmy już przy obiedzie. Posiłek przepyszny, ale dla niektórych miał jedną wadę – surówkę. Że za bardzo warzywna, że nie w tym kolorze, że na pewno dziwnie smakująca, że za zdrowa… Tak, znamy te wszystkie absolutnie słuszne argumenty. Może jednak w perspektywie dużej ilości treningów i ogólnie aktywnie spędzanego czasu, warto będzie dać surówkom szansę na wzbogacenie diety o sporo wartościowych składników odżywczych.

Na właściwą pogawędkę o regulaminie obozu przyszedł czas później. Mówiliśmy o rzeczach oczywistych, jak np. o punktualności, rozmawialiśmy o rzeczach spornych, jak dress code podczas posiłków oraz o takich prawie nie do pomyślenia, jak spędzanie dużej ilości czasu bez telefonu, chociaż będą takie momenty, kiedy i on nam pomoże w warsztatach.

Pierwszy trening młodzików, omawiany jeszcze przed wyjściem na boisko, to w części głównej gra, w której każdy z graczy miał swoje zadania indywidualne, a do tego w poszczególnych fazach zespoły miały także wyznaczone zadania grupowe. Żacy i orlicy, ze względu na udział w wyjeździe chłopców z różnych grup, pierwsze zajęcia mieli poświęcone na integrację i ocenę, w jaki sposób najefektywniej można będzie połączyć zawodników w poszczególnych treningach. Czasami kryterium wieku wystarczy, ale w środku listy uczestników granice nieco się zacierają. Było sporo zabawy na rozgrzewkę, a później gry w formie miniturnieju, w którym można było porównać jak chłopcy radzą sobie w wymieszanych składach i takich bardziej jednorodnych. 

Korzystając z niestyczniowej aury, nie mogliśmy się nie skusić na zabawę na świeżym powietrzu. Każdy był dobrze przygotowany więc ubrani byliśmy odpowiednio. Po powrocie natomiast prysznic, a na kolację ciepłe danie – tradycyjne, bezsurówkowe spaghetti i herbata, rozgrzały nas już definitywnie. Kto po makaronie jeszcze chciał coś dogryźć, to czekał na niego suto zastawiony szwedzki stół. Wieczorem w pokojach pojawiły się ożywione rozmowy, ale w granicach normy więc jutro jeszcze wszyscy powinni wstać wyspani i gotowi do pracy. 


Dzień 2 – Poniedziałek 

*** 

Dzierżoniów. Dzisiaj z czystym sumieniem mogliśmy pozwolić sobie na nieco bardziej leniwe wstawanie z łóżka. Poranny trening mieliśmy w późniejszej turze, w zasadzie to należałoby mówić o treningu przedpołudniowym więc i na śniadanie się nie spieszyliśmy. Jeszcze przed wyjściem na zajęcia wizytowały nas pracownice Sanepidu, wszystko się zgadzało, porządek w pokojach też się zgadzał więc tym spokojniej mogliśmy się udać pod halę pneumatyczną.

Na pierwszy ogień poszedł temat obrony wysokiej. To, co nie do końca wychodziło na wczorajszym sparingu, czyli zamknięcie przeciwnikowi możliwości łatwego rozgrywania między naszymi liniami, było dopracowywane i to na bardzo przyzwoitej intensywności. Oczywiście chłopcy, którzy wczoraj rozgrywali mecz, musieli szybciej opaść z sił, ale rocznik 2010… powiemy tylko, że trenerzy cieszyli się, że czujniki przeciwpożarowe się nie włączyły, bo na murawie się paliło. ... Po obiedzie rozpoczęliśmy warsztaty, a dokładniej rzecz ujmując, chłopcy rozpoczęli przygotowania do prezentacji, które będą mieli przedstawić później na obozie, na podstawie odsłuchów, przesłanych im dzisiaj oraz oczywiście wspierając się swoją wiedzą i wszelkimi źródłami, które będą potrafili znaleźć i pozytywnie zweryfikować. Tematyka prezentacji? Zapraszamy na kolejne odcinki. ... W czasie drugiego treningu, uwaga trenerów pod względem taktycznym przesunęła się o piętro niżej. Początkowo niższa obrona tyko pozornie jednak ułatwiała rozgrywanie piłki bramkarzom i obrońcom, gdyż postawiliśmy na umiejętne skoki pressingowe, aby z zaskoczenia odbierać piłki i finalizować akcje przeciwko (prawie) niczego nie spodziewającym się rywalom.

„Później zaczniemy, później skończymy”. Coś chyba pomieszaliśmy z tym powiedzonkiem, ale tak to u nas w poniedziałek wyglądało. Po energetycznej kolacji chłopcy mieli trochę czasu dla siebie, a później całym zespołem wybraliśmy się do hali sportowej, gdzie panowała pełna dowolność ekspresji ruchowej. W programie naszych igrzysk była koszykówka, miała być siatkówka, ale wyszła siatkonoga, był też zbijak, a największe sukcesy (według oceny trenerskiego jury) chłopcy święcili oczywiście w… koszykówce. Także jakby komuś miało nie wyjść z piłką, to przestrzeń do przebranżowienia jest już odkryta. Z hali wychodziliśmy tuż przed 22:00, ale sprawnie wkroczyliśmy w ciszę nocną. Widać, że wiadomość i wiedza na temat regeneracji są na coraz wyższym poziomie, a po warsztatach powinno być jeszcze lepiej… Ale miało być bez spoilerów. Do jutra! 

*** 

Barcice. Pierwsze dni więc wszyscy zwarci i gotowi przed budzikiem… Jeszcze. Ale poranek w takim towarzystwie szkoda byłoby przespać. Śniadanko, jak to posiłki w Las Vegas. Pychota. Chłopcom trzeba tylko przytrzymać lejce przy miskach z płatkami do mleka, żeby cokolwiek oprócz nich zmieścili do brzuchów, ale pewni jesteśmy, że głodny nikt nie wychodzi z jadalni.

Treningom młodzików towarzyszyło dzisiaj jasne słońce, ale od strony gór przywędrował dość mocny wiatr, aż piłki czasami sprawiały psikusa i próbowały uciekać ze swoich miejsc. Mówi się w żargonie, że piłka zawsze jest szybsza niż zawodnika, ale jednak dzisiaj zawsze ktoś był w stanie je dogonić i swoje byliśmy w stanie przepracować. Obydwa treningi skupiały się na działaniach blisko bramek. Mimo że młodzików i trampkarzy dzieli obecnie ponad 400 km, to całkiem nieźle skoordynowali plany treningowe na poniedziałek. I tu i tu w porannych tematach pojawiło się działanie w fazie wysokiej obrony i doskonalenie momentów pressingu, natomiast popołudniu nacisk położyliśmy na drugą stronę i więcej podpowiedzi trenerów dostawała drużyna otwierająca grę od bramkarza.

Młodsze grupy rozpoczęły zajęcia od wstawki motorycznej w budynku, a później przeszły na boisko. Dzisiaj chłopcy mocno pracowali nad zwodami i mieli okazję sporo się pojedynkować. Na drugim treningu, oprócz części poświęconej zabawom oraz technice panowania nad piłką, pojawiły się także małe gry. U orlików może nie takie małe... średnie? Ma pewno nieco większe, tak jak i bramki, na które grali. W hali u żaków, gry tczyły się natomiast w składach niczym z motoryzacji terenowej - 4 na 4.

Przed kolacją orliki z ogromną ciekawością podążyły za trenerem Łukaszem do siłowni i chłopcy próbowali się w „odciążonych” wersjach wszystkich możliwych ćwiczeń. Wydaje nam się, że w przyszłym sezonie treningi motoryczne wielu przypadnie do gustu. Młodziki toczyły zacięte boje w tenisa stołowego i wygląda to całe zamiesanie na przygotowania do nieoficjalnych mistrzostw Wieczystej w popularnym ping-pongu. Żaki zaś,  jak to żaki, wszędzie było ich pełno:-)

Po kolacji młodsze grupy szykowały się do warsztatów, ale Kuba, Hubert i Wojtek zdążyli jeszcze namówić trenerów na partyjkę piłkarzyków. Wczorajsza wygrana rozbudziła apetyty, ale tym razem doświadczenie wzięło górę i stan rywalizacji się wyrównał. Same warsztaty dotyczyły emocji, które odczuwamy na boisku, ale też rzecz jasna i w innych miejscach. Jakie mamy emocje? Po co one są? Na takie pytania szukaliśmy odpowiedzi wśród 8-, 9-, 10-, 11-latków i nie raz mogły zaskoczyć swoją dojrzałowścią. Później chłopcy nadawali życia wyobrażeniom poszczególnych uczuć w formie rysunków. W większości, publiczności udało się na koniec trafnie zidentyfikować, który stwór, był którą emocją. Wieczór zamknął film animowany, będący uzupełnieniem warsztatów. Nieco smutny (ale przecież ta emocja też okazuje się nam potrzebna), podszyty dużą mądrością (twórcy konsultowali go z wybitnymi psychologami) i jak się okazało, dobrze znany niektórym zawodnikom "W głowie się nie mieści". Film zainteresował też część zespołu młodzików, którzy swoje warsztaty przepracują jutro, a dzisiaj wieczorem dryfowali między meczem ligi angielskiej, stołem do piłkarzyków i właśnie warsztatami młodszych kolegów.

Przed ciszą nocną sprawdzone były jeszcze pokoje pod kątem porządku. Komisyjnie uznajemy, że póki co żaden z nich nie odpadł jeszcze z rywalizacji o tytuł obozowego czyściocha. Oby tak dalej.    


Dzień 3 – Wtorek *** Dzierżoniów. Przyjemnie już było. Po wczorajszym wylegiwaniu się, dzisiaj trzeba było szybko zrywać się z łóżka, żeby po śniadaniu był jeszcze czas, żeby przygotować się do porannego treningu. Na pierwszych zajęciach więcej czasu na indywidualną pracę z bramkarzami miał Trener Grzegorz Murzański. Nasi golkiperzy skupili się na działaniach na przedpolu bramkowym, a następnie wprowadzaniu piłek do ataku. Miało to się połączyć z częścią główną zajęć, gdy już dołączyli do reszty zespołu i pracowali nad otwarciami gry, póki co w mniejszych grupach oraz nad reakcjami w fazach przejściowych. Zawodnicy z pola w pierwszej części treningu doskonalili technikę przyjęć i podań, ale też poprawiali swoje możliwości szybkościowe.

Trzeci dzień obozów często jest pewnego rodzaju przesileniem i dostrzega się pierwsze oznaki zmęczenia. Dokładnie taka sytuacja miała miejsce z naszymi trampkarzami. Zarówno koncentracja, jak i pobudzenie były na treningu na niższym poziomie (za to pobudzenie wyraźnie się podniosłopo zajęciach, kiedy był czas na odpoczynek), pojawiły się pierwsze drobne bóle i dolegliwości. Czasami trzeba profilaktycznie odpuścić zajęcia z zespołem aby zadbać najpierw o prawidłową regenerację i popracować indywidualnie, ale dzięki temu na szczęście nie mamy poważniejszych urazów, które wiązałyby się z dłuższą absencją. Za to duże pochwały za motywację i determinację kierujemy w stronę dla Zdanka, który na obóz ruszał z przygotowanym planem stopniowego powrotu do sprawności i treningów z drużyną po długiej kontuzji i patrząc na jego zaangażowanie, raczej nie wyobrażamy sobie niczego, co mogłoby go powstrzymać.

Drugi trening miał być rozszerzeniem treści przećwiczonych rano. W części wstępnej zawodnicy pochylali się nad wyjściem na pozycję. Zgłębiali szczegóły, jakie powinno być tempo skutecznego wybiegnięcia, jaką przyjąć pozycję ciała, na którą nogę najlepiej zagrać piłkę i jak przeciwstawić się presji rywala. Później otwieranie i budowanie akcji wkomponowane było w dużo bardziej złożone gry, w składach o większej liczebności zawodników. Zajęcia nadal były intensywne i bardzo konkretne, ale nieco krótsze, aby zostawić nieco pary w nogach na jutrzejszy poranek.

Wieczór był okazją do wolnego dla mięśni, stawów i reszty ekipy pracowników fizycznych naszych organizmów. Do wytężonej pracy zaprosiliśmy za to centralę dowodzenia. Trenerzy przygotowali zajęcia teoretyczne w postaci analizy działań podczas meczów, które chłopcy rozgrywali na koniec poprzedniego roku przeciwko Limanovii i Garbarni. Trenerzy mieli wypisanych wiele notatek na temat dobrych zagrań i aspektów gry, nad których poprawą należałoby pracować, jednak decydujący głos należał do samych zawodników, to oni starali się zidentyfikować problemy w wyświetlanych sytuacjach i wyciągać wnioski, co do przyszłego działania. Najbliższa okazja, żeby zaktualizowane programy przetestować, będzie już jutro przedpołudniem.

***

Barcice. O ile w Dzierżoniowie, treningi odbywają się w warunkach niezależnych od kaprysów pogody, to aura w Barcicach, w porównaniu do tej z dnia poprzedniego, musiała być dużo lepszym humorze, a my mieliśmy zamiar skrzętnie skorzystać z flauty na boisku. Orliki rozgrzewkę motoryczną mieli odbyć jeszcze przed wyjściem na na zewnątrz, ale zrobiliśmy ją na świeżym powietrzu, by później przejść do zadań z piłkami, głównie jej prowadzeniem i elementami dryblingu. Część główna była oparta na zdobywaniu przestrzeni właśnie tymi działaniami więc gry końcowe były naprawdę dynamiczne i obfitowały w szybkie ataki. Popołudniowe zajęcia charakteryzowała zaś szybka rozgrzewka, a  zasadniczą ich częścią była gra zatrzymywana w kluczowych momentach, w których to zawodnicy starali się znaleźć odpowiedzi na pytania podsuwane przez trenera o najkorzystniejsze rozwiązania akcji. Uzupełnieniem tej jednostki była już bardziej statyczna część motoryczna już w siłowni, którą to tak wczoraj chłopcy polubili.

Żaki miały bardzo podobne tematy zajęć do starszych kolegów. Rano, po rozgrzewce z piłkami i zabawach z elementami motoryki, celem zajęć także było rozwijanie umiejętności podejmowania decyzji, najczęściej takich związanych z dylematem: podać, czy dryblować? Nie będziemy ukrywać, my u naszych żaków o wiele bardziej ciągle lubimy to drugie rozwiązanie. Podczas kolejnego treningu staraliśmy się wzmocnić współpracę z zawodnikiem z piłką. Zadaniem jest o tyle trudnym dla młodych graczy, ponieważ wymaga dobrej orientacji, kiedy kolega z futbolówką bardziej skorzysta na bliskiej współpracy, a kiedy lepiej zostawić mu wolne miejsce. Co w tym jest najtrudniejsze, widać było później w grze, kiedy w większych składach niż rano, miejsca (a co za tym idzie także czasu) na boisku było zdecydowanie mniej. W meczu rzeczy dzieją się niemal zawsze bardzo szybko i nie można pozwolić sobie na komfot długiego zastanaiwania się, dlatego chcieliśmy ten proces przejść kilkukrotnie w warunkach treningowych. 

Młodziki rano wychodziły na boisko z planem doskonalenia budowania swoich ataków w strefie środkowej. To tu decyduje się, która drużyna będzie prowadzić mecz na swoich warunkach, a że młodziki swój pierwszy sparing miały rozegrać właśnie dzisiaj popołudniu, to tym bardziej chłopcy chcieli być do niego odpowiednio przygotowani i weszli mocno skupieni w ćwiczenia. Zajęcia, w których zespół podzielony na dwie grupy wymieniające się zadaniami chyba przyniósł pożądany efekt, gdyż w meczu kontrolnym z gospodarzami obiektu, na którym trenujemy – LKS-em Barciczanka, obydwie grupy były bardzo skuteczne w omijaniu pressingu. Napisaliśmy "chyba", gdyż szczegółowa analiza dopiero przed nami. Mieliśmy okazję nagrywać mecz za pomocą drona więc z takiej perspektywy nic się przed wprawnym okiem trenerów nie ukryje.

Po treningach nie zostało dużo czasu do kolacji, ale za to po posiłku można było spokojnie ochłonąć przed następnym punktem programu. W ruch poszły oczywiście piłkarzyki i rakietki do tenisa stołowego, chłopcy zaprosili też trenerów do gry chociażby w Uno, ale od 20:00 przyszedł już czas na warsztaty. Młodsze grupy zmierzyły się z tradycyjnym testem koncentracji, a później, może bardziej zabawowo i integracyjnie niż edukacyjnie, bawiły się w piłkarską wersję kalamburów. Poważniejsze wyzwanie czekało na młodzików, którzy otrzymali zlecenie na przygotowanie prezentacji dla młodszych kolegów z zakresu dwóch aspektów higieny. To z jakim zaangażowaniem podeszli do tematu i odsłuchu materiałów, szczerze nas zaskoczyło. W ten pozytywny sposób. Od razu poszły w ruch flamastry i flipczarty. Spodziewamy się więc interesującego czwartkowego wieczoru, kiedy poznamy finalne wersje wykładów.

Skoro wróciła Liga Mistrzów, a jesteśmy na obozie piłkarskim, to inaczej nie mogliśmy kończyć dnia niż śledząc poczynania dwóch Polaków w Barwach Barcelony w spotkaniu przeciwko Benfice. Zarówno Lewandowski, jak i Szczęsny mieli dwa momenty, gdzie szczególnie zapisali się w historii meczu, ale ten bardziej pozytywny bohater nie mógł przecież  spudłować z jedenastego metra przy takim dopingu jaki zapewnili mu młodzi „Żółto-Czarni”. Mimo iż część z nich to, tak szczerze powiedziawszy, bardziej sprzyjała raczej portugalskiemu zespołowi : - ). Kto zdążył zadbać o porządek w pokojach, w ramach wyjątku mógł spróbować jeszcze oglądać fragmenty drugiej połowy spotkania, ale za takie widowisko chyba warto będzie zapłacić kilkoma szerokimi ziewnięciami jutrzejszego poranka.


Dzień 4 – Środa

***

Dzierżoniów. Znowu na trampkarzy zasadziła się dzisiaj wczesna pobudka. Musieli oni zejść o 7:00 na śniadanie, by wyruszyć do Wrocławia na dwie gry kontrolne. Wrocław, jak to przystało na poranek w dużym mieście, przywitał nas korkami na ulicach, ale zdążyliśmy na czas na oba stadiony, gdzie mieliśmy rozgrywać spotkania. 2011 rocznik mierzył się z zespołem Olympicu Wrocław, natomiast rocznik 2010 był goszczony przez jedną z drużyn trampkarzy Śląska Wrocław.

Młodsza z ekip, tego dnia pod batutą profesora Klimczyka, z dużą pewnością siebie potrafiła wyprowadzać piłkę spod własnej bramki, zresztą w obu naszych zespołach widać było, że świeżo przetrenowane tematy związane z otwarciem i budowaniem gry zdecydowanie się podciągnęły nas w tej materii. Zawodnicy bardzo odważnie, ale przede wszystkim skutecznie i powtarzalnie radzili sobie z odpieraniem pressingu rywali. Przeciwko Olymipcowi większym problemem było dla nas przełożenie tego także na drugą połowę boiska, gdzie brakowało nam ludzi do utrzymania się przy piłce, a w pojedynkach „Olimpijczycy” postawili wysoko poprzeczkę i bitwy dryblerskie były bardzo wyrównane. W meczu „dziesiątek” do skutecznej działń bramkarza i stoperów w rozegraniu, swoją dużą aktywność dołożył też Alex Meus, dzięki czemu, szczególne w pierwszej połowie meczu, łatwiej nam było przedostawać się pod bramkę „Wojskowych”. Dobra organizacja w każdej fazie gry utrzymywała się przez dłuższą część spotkania, ale kiedy będziemy szukać wniosków do wyciągnięcia po dzisiejszej grze, na pewno trenerzy pochylą się nad tym, jak utrzymać taką jakość do końca spotkania, bo wtedy zdecydowanie już oddaliśmy za dużo pola przeciwnikom. Zarówno Olympicowi, jak Śląskowi dziękujemy za mecze, świetnie było móc z Wami rozegrać sparingi! .

Z Wrocławia nie uciekaliśmy od razu po części sportowej. Po wysiłku uzupełniliśmy węglowodany, nieco odpoczęliśmy, a następnym punktem wycieczki była wizyta w Hydropolis, czyli centrum wiedzy o wodzie. Nauka jest tu podana w nowoczesnym, interaktywnym wydaniu, choć sam obiekt mieści się w zaadaptowanym podziemnym zbiorniku wodnym jeszcze z XIX wieku. Mimo że zmęczeni, to nadal byliśmy pobudzeni po spotkaniach, co musiało przykuć uwagę pracowników obiektu. Na początek dali nam posłuchać kogoś spokojnego – w świat wody wprowadziła nas lektorskim głosem Krystyna Czubówna. Później już jedna z przewodniczek opowiadała wiele ciekawostek naukowych i nie tylko, nas jednak nie da się tak łatwo wyciszyć i, kiedy tylko pojawiała się możliwość, nasze palce od razu przesuwały się po ekranach i sami eksplorowaliśmy wszystkie instalacje.

Do Dzierżoniowa wróciliśmy na obiadokolację. Ona oraz trochę odpoczynku pozwoliły nam z bardzo dobrym nastawieniem podejść do warsztatów. Sześć grup, po przestudiowaniu swoich podcastów, przygotowało sześć bardzo interesujących prezentacji (również w interaktywnej formie) na temat higieny snu oraz higieny cyfrowej. Oba tematy związane są bezpośrednio lub pośrednio z regeneracją, czyli tematem bardzo istotnym zwłaszcza w trakcie obozu. Chłopcy obalili niektóre mity związane ze snem, mogli inaczej spojrzeć na kwestię samego zasypiania, dowiedzieć się dlaczego tak ciężko im się wstaje rano, gdy rodzice już od dłuższego czasu są na pełnych obrotach, a po warsztatach będą mogli także świadomie skonfrontować swoją silną (lub mniej silną) wolę z poradami dotyczącymi użytkowania urządzeń mobilnych. A my jesteśmy niezwykle zadowoleni nie tylko z samej wiedzy jaką mogli zdobyć, ale też z zaangażowania, współpracy i kreatywności jaką się przy okazji wykazali. A skoro należy kuć żelazo póki gorące, to przyszła pora do spania. Do jutra.

***

Barcice.  Poziom wyspania w Barcicach był taki powiedzielibyśmy pół na pół. Niektórzy już hasali po korytarzu na długo przed pobudką, dla innych dyżurne budzenie było raczej nieproszoną wizytą. Dzień ten jednak miał mieć zupełnie inny przebieg, niż wszystkie pozostałe w trakcie wyjazdu, gdyż nie zaplanowaliśmy na dzisiaj żadnego treningu. Żeby zachować zdrowy balans, po śniadaniu wybraliśmy się na spacer, dość mocny spacer, na platformę widokową w Woli Kroguleckiej. W prezencie za podjęcie się tego wyzwania, otrzymaliśmy świeży biały puch, który odmienił panującą do tej pory wiosenną scenerię. A jak wycieczka i śnieg, to radary musiały zacząć wyłapywać nisko latające kulki śnieżne. Były też i większe kule śnieżne, ale te na szczęście nie przecinały przestrzeni powietrznej, a były jedynie wynikiem nieudanego eksperymentu z próbą skonstuowania bałwana. Wychodząc coraz wyżej, przerzedzała się mgiełka, ale drugiego prezentu w postaci przejrzystego powietrza i świetnej widoczności nie otrzymaliśmy. Natomiast czy żałujemy wycieczki? Na pewno nie!

Popołudniu ciąg dalszy atrakcji niepiłkarskich zapewnić miał wyjazd do Aqua Centrum Chełmiec. Basen, brodzik, dzwonek wodny, masaże wodne i powietrzne, jest! Jest i ona. Zjeżdżalnia. Niektórzy w zasadzie całą godzinę mogliby spędzić wspinając się po schodach i zjeżdżając w czerwonej rynnie, ale na szczęście byliśmy świadkami aktywnej zabawy w wielu formach. Uśmiech zapewne powodowało też to, że w strojach kąpielowych, po pierwszych treningach na siłowni, można było pochwalić się wyeksponowanym bicepsem 2.0, co zresztą niejednokrotnie widać na dzisiejszych zdjęciach.

Część wieczoru tradycyjnie spędzana była przy stole do piłkarzyków – to w pawilonie młodszych grup, oraz do tenisa stołowego – młodziki. Żaki i orliki, dodatkowo porozmawiały krótko z trenerem Pawłem o kwestiach żywieniowych. Zdajemy sobie sprawę, że kwestie mądrego wyboru, kiedy na stole w Las Vegas można znaleźć tyle kulinarnych pokus, nie są łatwe więc chcieliśmy jakoś wspomóc chłopców w poszukiwaniu argumentów. W tym samym czasie młodziki pochłonięte były dopracowywaniem swoich prezentacji przed jutrzejszymi warsztatami (My już widzieliśmy częściowo ukończone prace, mamy nawet zdjęcia, ale może załączymy je po kolejnym dniu, żeby nie psuć wrażenia). A kiedy wydawało się nam, że uda się jeden dzień odpocząć od piłki, to wybiła 20:59 i rozległa się popularna „Kaszankaaaa!”. No cóż, w pokojach porządek był więc należało pójść na ustępstwo i rozpocząć seans z Ligą Mistrzów. Po wczorajszym ukłonie w stronę kibiców Barcelony, dzisiaj fani „Królewskich” by nam nie wybaczyli odmowy.  


Dzień 5 – Czwartek 

*** 

Dzierżoniów. Ostatnia wczesna pobudka w Dzierżoniowie przebiegła dosyć łagodnie. Nie wiemy, czy to kwestia natychmiastowego wdrożenia w życie wiedzy z warsztatów, ale tylko jeden pokój wydawał sie być nie wyspany i był w lekkim niedoczasie przed śniadaniem, pozostali wyglądali, jakby co najmniej od kilku miesięcy funkcjonowali w reżimie obozu sportowego i się w pełni zaadaptowali. Poranny trening miał, potocznie mówiąc, przepalić zawodników po wczorajszych spotkaniach. Trochę rozgrzewki z piłkami, motoryka z dłuższym akcentem stabilizacji, a później trzy różne gry w mniejszych składach, ale na większej intensywności, oczywiście z odpowiednio długimi przerwami wypoczynkowymi. Szczególnie ciekawa była ta z bramkami odwróconymi tyłem do siebie. Początkowo sprawiła nieco kłopotów, żeby się dostosować do nietypowych warunków, ale później okazało się, że można w niej całkiem przyjemnie (dla strzelców) sprawdzić formę bramkarzy.

Taki mocniejszy wysiłek miał przyspieszyć sprzątanie wszystkich zbędnych pozostałości po wczorajszym wysiłku z organizmu, ale poranny trening nie był jedynym zabiegiem, który miał pomóc zawodnikom w regeneracji. Po drugich zajęciach (o nich nieco później), chłopcy mogli skorzystać ze strefy odnowy i wejść do z balii z lodem oraz jacuzzi. Potencjalnych rekordzistów w morsowania na czas w naszych drużynach póki co nie dostrzegamy, łatwiej byłoby pewnie z jacuzzi, ale wiemy, że konkurencja też znalazłaby się większa. Do kompletu zabiegów odnowy doliczamy również wieczorne wyjście na basen. W tym wypadku liczyliśmy na to, że oprócz aspektów fizykalnych, pojawi się duża dawka dobrego humoru. Chociaż na początku część zawodników była nieco sceptycznie nastawiona do aktywności na pływalni BEZ ZJEŻDŻALNI, to zabawa z piłkami szybko rozkręciła imprezę i wciągnęła wszystkich niczym wir wodny.

Wracając jeszcze do popołudniowego treningu na boisku, to zdecydowanie nie był on nastawiony na konkretne cele taktyczne. Z pewnością też był to najmniej intensywny trening na całym obozie. Pojawiło się w nim dużo zabaw z piłkami, była siatkonoga, toczyły się również konkursy rzutów karnych. W perspektywie całego dnia, mamy jednak nadzieję, że dzięki takiemy zabiegowi zawodnicy będą mogli jutro wrócić do pracy na pełnych obrotach i wycisnąć ostatni dzień treningów jak cytrynę. 

*** 

Barcice. Na Sądecczyźnie pogoda w kratkę. Dzisiaj wiatr rozgonił mgłę i odsłonił piękne słońce, choć oczywiście temperatury, jak w tym oryginalnym Las Vegas mogliśmy co najwyżej pozazdrościć. Pierwsi na trening po śniadaniu wyszli młodzicy. Żeby rozruszać, może bardziej głowy niż nogi po leniwym dniu, Trenerzy Igor i Bartek zaplanowali na początek ćwiczenia na koordynację i zadania z zakresu life kinetic. Kiedy rozgrzał się porządnie układ nerwowy, przyszła kolej na mięśnie i stawy. Część motoryczna zajęć nie trwała długo, a po niej rozpoczęły się przygotowania do wewnętrznego miniturnieju. Wybór czterech drużyn, przygotowanie boisk i bomba, a w zasadzie piłka, w górę! Ale nie, nie mogło być aż tak prosto. Dwa różne boiska wymagały od zawodników dostosowania się do różnych warunków. Rywalizacja była zacięta, ale bez ofiar w ludziach, a po treningu zawodnicy, którzy w czasie gier stali po dwóch stronach barykady, musieli szybko powrócić do trybu współpracy, pochłonięci ostatnimi korektami do wieczornych prezentacji.

Żaki, po szybkiej drodze na hale, zajęcia zaczęły tradycyjnie od swobodnych gier i zabaw. W części głównej pojawił się temat mniej lubiany, ale niezwykle potrzebny każdemu zawodnikowi i każdej drużynie, a mianowicie działania w obronie. Mimo że taka tematyka nie wydawała się wdzięczny, to nawet w tym chłopcy mogli odnaleźć sporo przyjemności z pojedynków i większych gier. Jako ostatni na trening wyszły orliki. Trener Łukasz też z jednej strony postawił na działania w bronieniu, ale w drugiej części zajęć, chłopcy musieli sporo się nabiegać. Ćwiczenia były tak skonstruowane, że praktycznie każde przyspieszenie wiązało się z możliwością strzału do bramki. Wentylacja zdecydowanie się podniosła, ale rumieńce pojawiające się na policzkach były pewnie też wynikiem intensywnej rywalizacji.

Przed drugim treningiem doszło do kilku roszad zawodników miedzy grupami żaków i orlików, aby więcej chłopców mogło skorzystać z boiskowego doświadczenia starszych kolegów, ale też aby ograć się przed jutrzejszymi sparingami, w którym trenerzy także planują rotować w składach między drużynami. We wszystkich grupach podczas popołudniowych zajęć było więcej okazji do finalizacji akcji ofensywnych, czyli ulubiony większości piłkarzy treningi strzeleckie. Poobijani jednak nie byli na koniec tylko bramkarze. W ferworze walki w grach, w tak kontaktowym sporcie jak piłka nożna, zdarzają się nabite guzy (choć akurat te na szczęście na obozie nas omijają) i siniaki, ale wszystkimi urazami się zajmujemy, a poważniejszych kontuzji nie odnotowaliśmy.

Po kolacji wreszcie przyszedł czas na to, że trenerzy z nauczycieli mogli stać się widzami, a to młodziki przejęli pałeczkę i zostali wykładowcami dla młodszych kolegów. Ich pieczołowicie przygotowane prezentacje wyraźnie ośmieliły orlików i żaków do zadawania pytań więc jeśli ktoś pomyślałby, że wystarczy tylko bez zrozumienia zapisać kilka zdań z podcastów, to mógłby się porządnie zaskoczyć. Wszystkie grupy wykładowców podołały jednak zadaniu conajmnije na piątkę. Tematy wartościowego spania i rozsądnego korzystania z urządzeń multimedialnych zostały przedstawione w ciekawy i przystępny sposób, na pewno nie zostały wyczerpane, ale każdy z chłopców powinien teraz móc w bardziej świadomie podchodzić do regeneracji i użytkowania chociażby telefonów.

Po dobrze wykonanej robocie, zasłużyliśmy na trochę rozrywki. Tradycyjny już wieczorny ping-pong został wzbogacony o zorganizowany doping z plakatami i herbami drużyn włącznie. Składy się wymieszały, młodsi nie bali się także podjąć rękawicy w pojedynkach ze starszymi. Rozchodziliśmy się do pokojów na ciszę nocną w wyjątkowo, nawet jak na nasze obozy, dobrych humorach. Jutro mamy ostatni dzień treningowy na wyjeździe, ale też dla wszystkich grup będzie to dzień meczowy. Może stresik jednak nie będzie na tyle duży, żeby spędzać sen z powiek chłopcom.  


Dzień 6 – Piątek

***

Dzierżoniów.  Wreszcie nie musieliśmy wstawać z kurami i spieszyć się na śniadanie. Czasu było nawet na tyle, że parę osób wybrało się przed posiłkiem razem ze Zdankiem na siłownię, choć oczywiście w innych celach niż Oskar. Już po śniadaniu, na pierwszym treningu mieliśmy poświęcić najwięcej czasu na obronę niską. O ile w rozgrzewce opieraliśmy się na wyizolowanych ćwiczeniach motorycznych i działaniach poprawiających czucie piłki bez rywala (a bramkarze na podaniach otwierających grę), to część główna w całości składała się z gier zadaniowych, w których szczególnie obrońcy i defensywni pomocnicy musieli się mocno napracować, ale udowodnili, że dobrze zorganizowanej obronie niezwykle trudno jest strzelić gola, nawt jeśli gra się w przewadze.

Po obiedzie mieliśmy dość czasu, żeby urządzić sobie przechadzkę z przystankiem na zakupy. W sklepie jednak mieliśmy założenie liczenia kalorii w kupowanych prduktach (nie obejmowało owoców) więc trzeba było mądrze kalkulować, co wrzucić do koszyka. Ponieważ drugie wejście na boisko było dzisiaj przeznaczone na miniturniej wewnętrzny, wcześniej urządziliśmy losowanie zespołów. Niezależna komisja nadzorująca losowanie nie dopatrzyła się nieprawidłowości, bukmacherzy rozpisali faworytów, a zespoły przygotowywały taktyki do osiągnięcia sukcesu. Zwycięska drużyna mogła być niestety tylko jedna, ale, jak na ostatni dzień przed końcem obozu, tempo i poziom gier były zaskakująco wysokie. Mecze były zacięte i w kilku wypadkach decydowały rzuty karne więc dobrze złożyło się, że wczoraj była okazja je przetrenować. Ostateczne rozstrzygnięcia dostępne są do sprawdzenia w galerii zdjęć, ale ostrzegamy, że zestawienia drużyn zachowane są w pisowni oryginalnej.

Wieczorem przyszedł czas na podsumowanie wykonanej przez cały tydzień pracy, Trenerzy przypomnieli cele z jakimi rozpoczęliśmy pobyt w Dzierżoniowie i podkreślili, co zrobiliśmy, by je osiągnąć. Podkreślili też pozytywne nastawienie zawodników do pracy, jako procesu, który wykonywali, a którego efekty nie są łatwo dostrzegalne w tak krótkiej – kilkudniowej perspektywie czasu. Pod tym względem wszystkim zaimponował i od wszystkich otrzymał gromkie brawa Zdanek, którego przyjazd na obóz wiązał się z mozolną, indywidualną rehabilitacją. Mamy nadzieję, że dzięki drużynie mógł dodać sobie +5 gwiazdek do wytrwałości, w zmian za inspirację, jaką stanowił dla kolegów.

Duża część pakowania już za nami, jutro tylko ostatnie szlify jeśli chodzi o czystość pokoi i rozstrzygnięty będzie konkurs czystości. Wręczonych zostanie też parę upominków i zapewne kilka minut po 9:00 będziemy wsiadać do autokaru z kursem obranym na Kraków.  

*** 

Barcice.  Obozowe ostatki rozpoczęliśmy od bardzo energetycznych treningów. Młodziki kontynuowały pracę nad skutecznością pod bramką przeciwników i po wstępnej części technicznej i motorycznej, przyszła kolej na ćwiczenia strzeleckie. Bardzo dobrze wyglądał w nich Alan Woźniak, który trafiał gola za golem, ale nagrodę Ferenca Puskása zgarną Rysiu Kaczmarczyk za swoje trafianie zewnętrznym podbiciem po dalszym rogu bramki. Niczym w czasach świetności radiowych audycji sporowych: "Szkoda, że Państwo tego nie widzieli!"

Orliki zaczęły od zabawy w berka, a po wstawce motorycznej nastąpiła już kaskada zabaw stricte piłkarskich: od dużego „dziadka”, przez siatkonogę do tzw. Two Touch’a, czyli pewnego rodzaju konkursu strzeleckiego, za zwycięstwo w którym Bartek Wiśniewski miał później otrzymać puchar (deserowy). Całość zwieńczyła gra przygotowująca chłopców pod czekający ich popołudniu sparing. Żaki rozpoczęły trening od powtórki elementów technicznych i motorycznych, które pojawiały się przez czas wyjazdu. Każdy z chłopców miał do zaprezentowania wybrane przez siebie ćwiczenia i przypilnowanie poprawnego wykonania przez pozostałych. Później Trener Paweł mógł już spokojnie włączyć się do akcji i rozbudowywał temat działań w obronie o sytuacje w przewadze atakujących. Oprócz akcji 1v2 oraz 2v3 nie mogło oczywiście zabraknąć gry na koniec.

Popołudniu wszystkie zespoły rozgrywały gry kontrolne. Jako pierwsze boiskiem zawładnęły młodsze grupy i urządziły piłkarski festyn, organizując trzy boiska z równoległymi spotkaniami przeciwko Akademii Piłkarskiej Team Barcice. Orliki rywalizowały na nieco większym polu w formacie 5+bramkarz, natomiast żaki w układzie 4+bramkarz na dwóch mniejszych boiskach. Ponieważ w czasie obozu codziennie dwójka żaków, na zasadzie wymiany miała możliwość trenowania ze starszymi kolegami (tylko raz pojawiły się obawy przed dołączeniem do zajęć nowej grupy, właśnie dzisiaj rano, ale w ostatniej chwili Janek jednak przekonał się do pomysłu i wracał po zajęciach z tego powodu bardzo zadowolony) więc i w sparingu nie mogło być inaczej. Młoda gawrdia nie stresowała się wyzwaniem i zebrała od trenerów bardzo pozytywne noty za występ w starszej kategorii wiekowej. Mecze trwały trzy 25-minutowe tercje, wartą odnotowania była ostatnia tercja meczów żaków, w której trenerzy zdecydowali się na stworzenie mieszanych drużyn, złożonych z zawodników obu klubów. Nowa perspektywa, nowe doświadczenia i szybki kurs zdobywania nowych znajomości i umiejętności komunikacji. Wyszło bardzo ciekawie. 

Na swoje spotkanie młodzicy wybiegli przeciwko Sokołowi Stary Sącz. Najpierw 60 minut dobrej zespołowej piłki pokazał rocznik 2012, następnie swoją godzinę, już przy blasku jupiterów, według planu nakreślonego w rozmowach indywidualnych i zespołowej odprawie z Trenerem Bartkiem, rozgrywał rocznik 2013, wsparty dodatkowo przez Wojtka Gocyłę i urodzonego w 2015 roku Eryka Pawłowskiego z orlików. Tak jak w wypadku wcześniejszych meczów, tak i teraz młodsi chłopcy weszli do starszej drużyny bez kompleksów i zapracowali sobie nawet na wizytę po meczu w pokoju, gdzie pofatygował się cały zespół z dodatkowymi podziękowaniami i gratulacjami dobrej gry.

Po kolacji wszystkie grupy spotkały się razem na podsumowaniu obozu. Trenerzy Igor i Bartek podkreślali wysoką kulturę osobistą i uczynność swoich podopiecznych, którzy nie dość, że nie sprawiali żadnych problemów swoim zachowaniem, to jeszcze zawsze byli gotowi wejść w rolę starszego brata i pomóc młodszym kolegom. Trener Paweł i Trener Łukasz pogratulowali żakom i orlikom odwagi i zaradności, które pozwoliły wytrwać im w komplecie do końca zgrupowania (a przecież dla niektórych były to pierwsze samodzielne wyjazdy, podczas których normalnym jest, że młodym ludziom towarzyszy silne uczucie tęsknoty). Osobne, nieco zaszyfrowane słowa uznania załączymy dla Karola, który był oazą spokoju w czasie wyjazdu, a domyślamy się ile pracy musiało to kosztować. 

Wszyscy żacy i orlicy oprócz ciepłych słów, otrzymali pamiątkowe dyplomy, podobne czekały również na tych z młodzików, którzy po raz pierwszy przebywali z nami na obozie, jutro do rozstrzygnięcia pozostaną tylko ostatnie konkursy i punktualnie powinniśmy wyruszyć w drogę powrotną do Krakowa. Jeśli ruch na drodze będzie płynny, zajedziemy do Klubu przed 12:00.