
Obóz żaków i orlików w Białym Dunajcu uważamy za zakończony. Po tygodniu pełnym wrażeń, wróciliśmy do Krakowa.
DZIEŃ 7
W sobotę czekało nas pożegnanie z gościnnym Dunajeckim Dworkiem. Mogliśmy spokojnie zejść na śniadanie i z dumą powspominać ostatnie dni, w czasie których solidnie pracowaliśmy nie tylko na treningach w hali i sztucznej murawie, ale też podczas wieczornych warsztatów. Nauka była jednak bardziej tłem dla zabawy jaką mieliśmy praktycznie na każdym kroku naszego wyjazdu. Były też i małe dramaty, szczególnie kiedy młodszej części zawodników zatęskniło się za domem, ale wszyscy dzielnie i w dobrym zdrowiu dotrwali do samego końca. Szczerze mówiąc, o zdrowie mieliśmy spore obawy, ale chyba niepotrzebnie, choć krajobraz był bardzo, bardzo zimowy, to jednak temperatura, czy wiatr nie były aż takie srogie.
Po śniadaniu pozostało nam dokończyć pakowanie, które rozpoczęliśmy już wczorajszego wieczora, posprzątać pokoje i podsumować konkurs czystości. Okazało się, że ilość przerodziła się też w jakość. Jedyny czteroosobowy pokój nr 19, być może dzięki większej liczbie rąk do pracy, niż w pozostałych pokojach, uzyskał średnią punktów 5,0 i minimalnie wyprzedził dwa inne pokoje, które też schludnie prezentowały się przez miniony tydzień w czasie kontroli. Brawa dla Adasia, Marcela, Wiktora i Rysia, tak trzymajcie.
Droga do domu dłużyła się i dłużyła. Choć wyruszyliśmy zgodnie z planem, to warunki na drodze były na tyle ciężkie, że na pierwszym odcinku drogi do Nowego Targu więcej staliśmy, niż jechaliśmy. Na szczęście dobra atmosfera, która towarzyszyła nam od początku obozu, nadal się utrzymywała i zdołaliśmy poradzić sobie z nudą. Po kilku ładnych godzinach w autokarze, nasza cierpliwość wreszcie została wynagrodzona. Wpadliśmy w objęcia rodziny, pożegnaliśmy się z kolegami i kolejny obóz przeszedł do historii. Liczymy, ze wszyscy będą go mile wspominać i okaże się on cennym źródłem doświadczeń. Pewnie spotkamy się ponownie na obozie na przełomie lipca i sierpnia, ale póki co, dziękujemy wszystkim za fantastyczny tydzień na Podhalu.
DZIEŃ 6
Nad Podhalem sypało, sypało, aż tak nasypało, że dzisiejsze przejazdy na treningi wydłużyły nam się chyba nawet dwukrotnie. Z autokarem zaprzyjaźniliśmy się dzisiaj bardzo blisko, jednak jak mówią „służba nie drużba”. Kiedy dotarliśmy już na halę, trzeba było się ostro wziąć do pracy. Starsza grupa na rozgrzewkę pograła w popularnego „dziadka”, a po części motorycznej, gdzie trzeba było i trochę poskakać i trochę podźwigać, zawodnicy doskonalili budowanie ataków i utrzymywanie się przy piłce. Młodsza grupa energii miała zdecydowanie wcześniej niż poprzedniego dnia i widać to było gołym okiem. Na początek rozruszała jeszcze dzieciaki chwila gier, berków, a przed częścią główną były też wyścigi, zarówno z piłkami jak i bez nich. Kwintesencją zajęć był miniturniej 2 na 2 rozgrywany na trzech boiskach, na każdym znajdowały się inne rodzaje bramek. Końcówka już nieco na oparach, ale wcześniej zobaczyliśmy dużo dobrego futbolu.
Popołudniu orlicy mieli zaplanowaną grę wewnętrzną. Mieliśmy grać w piłkę nożną, ale zrobił się z tego taki trochę Snow Soccer, gdyż nie było szans nadążyć z odśnieżaniem murawy. Taka odmiana wcale jednak nas nie zniechęciła do gry, wręcz przeciwnie było to nowe, intrygujące wyzwanie. Tymczasem na hali podopieczni Trenera Pawła byli już po kolejnej serii berków i pojedynków dryblerskich w formie małych gier. Następnie gry nieco się rozrosły do formatu 3 na 3, by na koniec już wykorzystać całą halę i duże bramki. To wpłynęło na determinację zawodników i rywalizacja była bardzo zacięta. Rozstrzygać musiały rzuty karne i wcale nie wystarczyła podstawowa seria trzech strzałów. Ostatecznie spotkanie rozstrzygnęła siódma seria i skuteczna interwencja bramkarza zespołu „Czarnych”, jednak klasę trzeba oddać także „Żółtym”, gdyż w przekroju całego meczu nie byli na pewno słabszą drużyna.
Ostatnie warsztaty były nie tylko podsumowaniem naszej dotychczasowej pracy nad umiejętnościami mentalnymi, ale tez sporządziliśmy dla siebie narzędzia do wykorzystywania na co dzień, gdy przygotowujemy się do treningów lub meczów. Jako pierwsze wykonaliśmy ściągiawki, co należy spakować do plecaka wybierając się zajęcia na Wieczystą. Gdy mieliśmy to już gotowe, zawodnicy zaprojektowali też indywidualne zakładki, pomagające przygotować się odpowiednio do wyjścia na boisko także pod względem mentalnym. Mamy nadzieję, że dzięki tym narzędziom i odbytym wieczorami treningom (tak nietypowym, bo z długopisem i arkuszami papieru w dłoniach), nasi podopieczni będą jeszcze skuteczniejsi w grze.
Jutro chcemy wyjechać zgodnie z planem, tzn. o 9:30, ale zważywszy na warunki na drodze, nie deklarujemy, o której pojawimy się przy Chałupnika. Na pewno za to będziemy przesyłać informacje z trasy. Do zobaczenia jutro!
DZIEŃ 5
Śniegu przybywa coraz więcej, okazja do porzucania śnieżkami natrafia się przy każdym wyjściu, na szczęście nadal nie utrudnia to nam realizacji planów sportowych. Poranne treningi obie grupy odbywały w hali w Nowym Targu. Akcent w zajęciach starszej części naszych graczy położony był na utrzymanie piłki i przygotowanie ataków. Zawodnicy musieli sobie radzić w różnych ćwiczeniach i w pojedynkę i w zespołach więc doskonalili szeroki zakres umiejętności. Żaki zaczęły od ćwiczeń koordynacji oraz poprzepychali się nieco w trakcie części motorycznej, później grali 3 v 3, ale musieli się dostosować do różnych rodzajów bramek. W tej grupie widoczne było zmęczenie dotychczasowymi treningami. Mimo jednego luźniejszego dnia, nie było tak łatwo, jak zazwyczaj z wystartowaniem do piłki i koncentracją nad precyzją wykonania choćby strzałów.
Popołudniu w hali na zajęciach zostali tylko młodsi zawodnicy. Po krótkiej rozgrzewce, zajęcia poświęcone były na grę wewnętrzną. To zawsze wydobywa głębiej schowane pokłady sił. Robiliśmy częstsze przerwy, ale udało się trochę podkręcić tempo, w porównaniu do porannego treningu. Orliki ponownie trenowały na boisku ze sztuczną nawierzchnią. W tych zajęciach przerw akurat nie było zbyt dużo. Po rozgrzewce poświęconej na doskonalenie panowania nad piłką i przetarciu w zabawie biegowej, przeszliśmy do gier 1 na 1 w dwóch różnych układach. Na koniec, podobnie jak we wtorek, na dwóch boiskach toczyły się równoległe gry 4 na 4. Wracając do Dunajeckiego Dworku, o dziwo, autobus był bardziej energiczny, niż przed treningiem, nawet niż przed porannymi treningami... może potrzebne było takie mocniejsze pobudzenie, po poranku pełnym ziewania i śpiochów w oczach i dopiero teraz się udało.
Udzieliło się to też podczas wieczornych warsztatów, w trakcie których zawodnicy byli bardzo aktywni. A rozmawialiśmy tym razem o koncentracji. Oprócz ćwiczenia z poszukiwaniem kolejnych liczb, zawodnicy starali się zidentyfikować rzeczy, na które mają najwięcej wpływu i ze względu na to, na których warto skupiać uwagę w czasie, treningów oraz meczów. To były chyba warsztaty z najbardziej dojrzałymi wypowiedziami naszych podopiecznych. Albo temat im jest już dobrze znany, albo wieczorami nauka nie idzie w las. Po spokojnym wieczorze, wszyscy szybko pozasypiali więc może w piątek wystartujemy z większą energią niż to miało miejsce dzisiaj.
Pobudka (jeszcze) nam nie straszna. O 7:30 wszyscy byli zwarci i gotowi więc śniadanie mogliśmy rozpocząć zgodnie z planem. Staramy się zadbać o prawidłowe odżywianie i wartościowe jedzenie, przynajmniej na początek posiłku, ale pokusy są silne. Na szczęście dojazd na halę zajmuje nam około 20 minut więc nawet jeśli ktoś nasypie za dużo płatków do talerza, to zdążą się one poukładać w brzuchu przed zajęciami. Poranny trening na hali obie grupy poświęciły na gry 1 na 1 oraz 2 na 2. Starsi zawodnicy włączyli w rozgrzewkę dodatkowy zestaw piłek i pracowali nad koordynacją pomagając sobie zielonymi piłeczkami tenisowymi. Trzeba było się mocno się skupić, żeby obie piłki nie pouciekały, ale później zawodnicy wcisnęli nieco mocniej gaz do podłogi i dalsza część ćwiczeń była bardzo dynamiczna. Młodsza część grupy rozpoczęła natomiast od zabaw i gier w dosyć sporym tłoku. Był też czas na poprawę czucia piłki, by finalnie przejść do kolejnych gier.
Po obiedzie i krótkiej sjeście podzieliliśmy się na dwie grupy. Żaki wyjechały na trening jako pierwsze, a orlicy zostali jeszcze w ośrodku i próbowali ograć Trenera w pojedynku bilardowym… w końcu się udało, po bramce samobójczej trenera w końcówce partii. Kolejny przykład, jaki sport bywa niesprawiedliwy :-) Tymczasem na hali młodsi koledzy próbowali wyłapać trenerów w zabawie w berka, a w części motorycznej zajęć zmierzyli się z namiastką nietypowej dla siebie dyscypliny sportu – z zapasami. Co prawda nie na macie, tylko pojedynczych materacach, na pewno nie w stylu klasycznym, a mocno dowolnym i to w kategorii lekko półśmiesznej, ale uśmiech nieskutecznie maskowany przez zadyszkę pokazywał, że ten sport też spodobał się naszym podopiecznym. Na finał musieliśmy jednak wrócić do gry piłką, a następnie trzeba było zrobić miejsce dla starszych kolegów. Grupy się zamieniły, starsi przejęli halę i doskonalili między innymi grę w przewadze, ale tak jak i młodsi w części motorycznej rozgrzewki, zmierzyli się z zapasami. Młodsza grupa mogła za to wyszaleć się przy stole bilardowym i wykorzystała na to każdą dostępną sekundę. Jak dobrze pójdzie, może zapoczątkujemy nowy zestaw konkurencji do wieloboju nowoczesnego?
Wieczorem do późnej godziny realizowaliśmy program warsztatów. Po krótkiej zabawie integracyjnej rozmawialiśmy o tym, co sprawia nam frajdę, czy wśród takich rzeczy jest miejsce też dla piłki nożnej, a jeśli tak (lub nie), to czy swoje pasje należycie pielęgnujemy. Po małej przerwie, szukaliśmy też, co nas motywuje do gry w piłkę, jakie są nasze ulubione strony grania i trenowania. Trzeba było pogłówkować, a jak się okazało to też kosztuje trochę sił. Dzięki temu przynajmniej dużo łatwiej nam się zasypiało. Z ciszą nocną problemów nie było absolutnie żadnych więc jutro powinniśmy pełni energii rozpocząć kolejny dzień obozu.